Akcja - historii opartej na faktach - toczy się może w niezbyt imponującym tempie, ale nie jest nudna dla osób, które nie nastawiły się na wyszukane efekty specjalne, tylko chcą się skupić na fabule i postaciach. Film przypominał mi trochę opisywanego już na blogu "Kill the Irishman" - podobnie solidne rzemiosło, nieźle zbudowany klimat, dobrze zrealizowane i realistyczne (momentami aż za bardzo krwawe) sceny walk. Ciekawa jest konstrukcja psychologiczna trzech braci. Najstarszy z nich Howard to tępy osiłek, nie zawsze oddany braciom. Średni Forrest to mózg i lider rodziny. Najmłodszy Jack - uważany jest za słabeusza. Nie umie się bić, jest nieco lekceważony przez pozostałych braci. Jednak to on okazuje się być centralną postacią fabuły. Interesujący jest kontrast pomiędzy średnim i najmłodszym bratem. Obaj są zupełnie inni i zaskakujące, że jednak rozumieją się bez słów i są ze sobą silnie związani.
Rewelacyjny, niski głos Toma Hardy'ego można już było usłyszeć w ostatniej części Batmana. Po roli Bane'a aktor, wcielając się w charyzmatycznego Forresta, po raz kolejny zagrał bardzo sugestywnie. Rakes w wykonaniu Guya Pearce'a to dla mnie najbardziej obrzydliwa i sadystyczna postać, jaką widziałem od czasów pamiętnej roli Roberta De Niro w "Przylądku Strachu". Nie wiem jakie są typy Akademii Filmowej dla męskich ról drugoplanowych w przyszłym roku, ale poważnie zastanowiłbym się nad nominacją do Oskara właśnie dla Pearce'a. Dobrze gra LaBeouf (jako Jack), który szczególnie pod koniec filmu ma co grać. Za mało jest Gary'ego Oldmana (po jego mocnym wejściu na początku filmu myślałem, że będzie miał większą rolę). Panie w osobach Jessiki Chastain i Mia Wasikowskiej (momentami fizycznie przypominała mi... Agatę Buzek, a to nie jest komplement) są raczej tłem dla panów, ale to głównie za sprawą wysokiego poziomu męskiego aktorstwa. Na minus filmu - muzyka, której kompletnie nie zapamiętałem po projekcji.
Cieszę się, że w końcu obejrzałem w tym roku coś, co lubię najbardziej, czyli proste kino z motywem gangsterskim i niegłupią fabułą. Film ten nie spowodował, że jestem po nim mądrzejszy, nie skłonił mnie do głębszych przemyśleń. Na pewno jednak dobrze pokazał, czym jest męska solidarność i że - pomimo sporych różnic - rodzeństwo potrafi się zjednoczyć. Mnie absolutnie coś takiego wystarcza i na pewno nie czuję niedosytu po jego obejrzeniu.
Forrest nie Fodster
OdpowiedzUsuńNick Cave jest scenarzystą. Po tym błędzie zakończyłem lekturę
OdpowiedzUsuńDziękuje, błąd został naprawiony. Jeśli jesteś w stanie go "wybaczyć", to jednak zapraszam do lektury całej recenzji.
Usuń