niedziela, 29 stycznia 2012

Tesis ****

Obsypany wieloma nagrodami debiut Alejandro Amenabara. "Inni" tego samego reżysera to jeden z najbardziej mrożących krew w żyłach filmów które widziałem, wiec jako, że Tesis klasyfikowany jest jako horror spodziewałem się czegoś podobnie przerażającego.

Celem Tesis nie było chyba jednak straszenie. Nie ma tu duchów ani innych bytów paranormalnych. Tematem jest przemoc, okrucieństwo, śmierć i ludzka fascynacja tymi rzeczami.

Już pierwsza scena jest zapowiedzią tego co nas czeka. Ekran jest ciągle jeszcze czarny, słyszymy spikera informujący nas o tym, że wydarzył się wypadek. Poznajemy główna bohaterkę Angele. Wraz z nią powoli, ale nieuchronnie zbliżamy się do miejsca tragedii. Pracownik metra przegania gapiów powtarzając co chwila, że nie ma tu co oglądać. Niemniej ciekawość jest silniejsza i część ludzie wcale nie chcą odchodzić. Patrzą jak zahipnotyzowani. Gdy już już ma się nam objawić ta straszna scena pracownik metra łapie za ramię Angele i siłą przywraca do szeregu tych którzy wolą odwrócić wzrok. No właśnie czy na pewno chcielibyśmy zobaczyć ten obraz?

Akcja osadzona jest na wydziale mediów. Angela jest studentką, która pisze prace o okrucieństwie w przekazie audiowizualnym. Chce wiedzieć skąd bierze się zapotrzebowanie na takie treści. Z jednej strony mówi, że to odrażające, z drugiej widzimy, że ją to fascynuje i pociąga. Szukając materiałów udaje się między innymi do swojego kolegi z roku Chemo. Chemo jest fanem gore w każdej postaci i posiada imponującą kolekcje. W jednej ze scen reżyser ciekawie zderza postawy reprezentowane przez dwójkę bohaterów. Kobieta - mężczyzna. Naukowiec - fan. Muzyka klasyczna - rock. Będziemy później mogli oglądać dalsze wydarzenia z tych dwóch odmiennych perspektyw.

Bohaterowie wpadają na trop tego, że ktoś kręci na wydziale kręci właśnie "snuff movies" czyli bardzo okrutne, naturalistyczne filmy pokazujące tortury i morderstwa studentów. Nie zamierzam tu jednak streszczać treści filmu. Autor sprawnie snuje historię starając się do końca utrzymać nas w niepewności co stanie się dalej, kto jest kim, jaką rolę odegrają poszczególni bohaterowie. Nie obeszło się, jak to bywa w tego typu filmach, od budzących uśmiech na twarzy idiotycznych wyborów postaci. Np. gdzie może skręcić dziewczyna, której wydaje się że ktoś ją goni w korytarzu pełnym ludzi? Oczywiście do pustej piwnicy, tam na pewno trudniej będzie ją dopaść. Czy chociażby to, że bohaterowie nawet nie rozważają czegoś takiego jak poinformowanie o całej sytuacji stosownych władz zamiast nadstawiać własny kark. Niemniej jeśli przymkniemy oko na takie szczegóły to całość jest dość mroczna i trzyma w napięciu.

Jedyne co trochę rozczarowuje to to, że mimo postawienia na początku kilku ciekawych pytań autor nie stara się dać na nie odpowiedzi. Z czasem oglądamy po prostu zwykły film gatunkowy. Jedyna jaka pada to ta którą Amenabar wkłada w usta wykładowcy uniwersyteckiego. Takie filmy powstają po prostu dlatego że są ludzie, którzy chcą je oglądać. A celem twórców powinno być robienie takiego kina jakiego tłuszcza chce. Bez oceniania tych gustów.

A czy są to rzeczy dla nas, czy wolimy patrzeć, czy raczej odwrócić wzrok, każdy już musi odpowiedzieć sobie samemu. I tak jest z tym filmem, jeśli ktoś lubi dobrze zrobione thrillero-horrory, to pewnie mu się spodoba. Jeśli nie, to nic nie traci nie oglądając.



Wymyk *****

W zasadzie nie obejrzałem już od dłuższego czasu polskiego filmu, który by mną jakoś specjalnie wstrząsnął, czy dał mi do myślenia. Chyba ostatnim takim filmem była "Symetria". Tyle że, kiedy to było? Dlatego idąc na "Wymyk" Grzegorza (Grega?) Zglińskiego miałem duże nadzieje, ale i niepewność, bo przecież już tyle razy polskie kino sprowadzało mnie na ziemię. Na szczęście tym razem nie doznałem rozczarowania. Można nawet powiedzieć, że z kina wyszedłem wyjątkowo zadowolony (bo i film niezły i cena w kinie Kultura bardzo przystępna).

Co mi się w nim podobało? Przede wszystkim jasna i przejrzysta fabuła bez zbytniej metafizyki i rozliczeń z Bogiem. Wątek dwóch braci, gdzie jeden z nich zostaje na oczach drugiego skatowany w pociągu podmiejskim, nie skojarzył mi się z biblijnym Kainem i Ablem, co niektórzy krytycy filmowi zauważali jako główny motyw w filmie. Jest rywalizacja między braćmi, ale nie ma tutaj biblijnego rozróżnienia na złego i dobrego. Alfred (świetna, bardzo naturalna gra Roberta Więckiewicza) nie reaguje w krytycznym momencie, nie staje w obronie brata, ale czy zaniechał działań z powodu zazdrości o młodszego brata? (Jerzy - wrócił ze Stanów i jest faworyzowany przez ojca przy prowadzeniu rodzinnego interesu). Nie wydaje mi się, aby tak było. Raczej był to atak blokady psychicznej, który uniemożliwia mu podjęcie działań. Alfred w kluczowym momencie zamiera w bezruchu, po prostu ucieka, "wymyka" mu się ta chwila, kiedy powinien był zareagować. Nie tłumaczę jego zachowania, ale staram się je zrozumieć.

Film jest opowiedziany prosto i bez zbytniego filozofowania. Podobały mi się pewne nawiązania Zglińskiego do swojego mistrza (i zarazem nauczyciela) Krzysztofa Kieślowskiego, chociażby to jak bracia biegną do pociągu niczym bohater grany przez Bogusława Lindę w "Przypadku". Niestety zdążyli. A co by było, gdyby się spóźnili? Debiut fabularny Zglińskiego ma na pewno ciekawy klimat (nie ma drażniących tvn-owskich "mostów", plastikowych postaci i serialowego pudru, jest zwykła polska rzeczywistość), jasną konstrukcję i - co ważne - nie kończy się happy-endem, co byłoby fatalne dla jego wiarygodności. Dlatego daję ocenę bliską ideałowi i czekam na kolejne filmy tego reżysera.

Niezwykle sugestywny zwiastun filmowy:



niedziela, 22 stycznia 2012

Straszny film *

Spokojnie, nie będę opisywał "dzieła" Keenena Ivory Wayansa, który pewnie jest wszystkim w mniejszym lub większym stopniu znany. Tytuł odnosi się do komedii, która w ubiegłym roku była dosyć głośno reklamowana u nas pod tytułem "Szefowie wrogowie". Nazwiska takie jak - Kevin Spacey (szczególnie), Colin Farrell, Jennifer Aniston (uznana ostatnio najseksowniejszą kobietą wszech czasów - sic!), Jamie Foxx czy Donald Sutherland, mocno zachęcały do pójścia do kin. Miał być hit na miarę "Kac Vegas", a wyszedł z tego polski "Wyjazd Integracyjny".

Sam pomysł na fabułę był ciekawy. Motyw ze znienawidzonymi szefami, którzy gnębią swoich pracowników i ci w odwecie chcą się pozbyć swoich zwierzchników drogą niekoniecznie zgodną z prawem, myślę że czasami nie jest i nam obcy. A jeszcze jak zobaczyłem, że w filmie grają Spacey i Foxx, to myślałem, że film pójdzie w kierunku fajnej, czarnej komedii w stylu braci Coen (chociażby zabawne "Tajne przez poufne" z równie gwiazdorską obsadą). Nie zakładałem po prostu, że aktorzy, którzy mają na swoim koncie oskary i nominacje zagrają w filmie słabym. Tymczasem... W zasadzie już od początku byłem mocno zażenowany jego poziomem, bowiem dowcipy koncentrowały się w nim głównie na sprawach związanych z seksem i ich poziom był, delikatnie mówiąc, na wysokości sedesu.

Filmu nie ratują również odtwórcy głównych ról, grających mobingowanych i molestowanych (seksualnie przez seksowną inaczej Aniston) przez swoich szefów. O ile w "Kacu Vegas" można polubić każdego z trzech głównych bohaterów, to tutaj przez kiepskie dialogi i słabą charyzmę ekranową aktorów, ich los jest mi całkowicie obojętny. W zasadzie gdyby nie gra Spaceya, to po 30 minutach film się nadaje do wyłączenia. Ale nawet on nie jest w stanie zmienić ogólnego, fatalnego wrażenia tego filmu. I tylko szkoda, że tak dobry aktor zagrał w takim gniocie (nawet Robert De Niro wybiera swoje komediowe role ze znacznie większym wyczuciem) Także - * - to jedyne, co mogę przyznać tej komedii.

Trailer do filmu:

sobota, 21 stycznia 2012

Mission statement

Będzie przede wszystkim o filmach, ale również o innych zdarzeniach kulturalnych. Czasami z przymrużeniem oka, czasami na poważnie. O tym czy warto, czy może lepiej spędzić te 2h robiąc zupełnie co innego. Swoisty pamiętnik - głównie filmowy, ale nie tylko.

Skala ocen:
* - stracony czas
** - momenty były... ale tylko momenty
*** - poprawny, ale nic specjalnego
**** - dobra robota
***** - warto z tego, czy innego powodu
****** - koniecznie