poniedziałek, 9 listopada 2015

Chemia ***

Obolała, zmęczona chorobą Lena stoi w kuchni i przygotowuje posiłek. W tym czasie jej mąż Benek gra zapamiętale w playstation. Jest bardzo pochłonięty grą. Ta scena dużo mówi o całym filmie "Chemia". Film przypomina trochę chaotyczną grę czy teledysk z luźno powiązanymi ze sobą etapami.

To film w jakimś stopniu biograficzny. Żona reżysera, Magdalena Prokopowicz zmarła na raka. W trakcie choroby założyła Fundację Rak’n’Roll, fundacja działa do dzisiaj.

Poznajemy zatem etapy przechodzenia przez chorobę nowotworową. Zmęczenie, mastektomia, łysienie, depresja: obserwujemy zmieniające się ciało głównej bohaterki. Czy mąż nadal mnie będzie kochał, kiedy stracę piersi i brwi? Czy jestem kobietą? Zniszczenie ciała powiązane jest ze zniszczeniem psychiki, rak, "cesarz wszech chorób" atakuje ciało i psychikę. Choroba dotyka całej rodziny, wpływa na relacje z mężem, dzieckiem. Etapy postępującej choroby okraszane są anonimowymi wstawkami z groźną muzyką: widzimy, że czerni jest coraz więcej, że czarne światło wypiera jasne światło.

Lena decyduje się, że nie przerwie ciąży: toczyć walkę z rakiem jest trudno, ale toczyć walkę z rakiem będąc w ciąży jest jeszcze trudniej. Udaje się, w tym znaczeniu, że Lena rodzi zdrową córeczkę.

Choroba staje się czarną dziurą, która wchłania wszystko, łącznie z czasem. Czasu jest coraz mniej, pojawiają się interwały: szpital, dom, szpital.

O czym jest "Chemia"? Chronologią choroby czy chronologią miłości, wystawionej na ciężką próbę? Krzykiem dlaczego coś takiego się wydarza? Dlaczego dotknęło to akurat nas u progu wielkiej miłości? "Gwiazd naszych wina" - odpowiadał na to pytanie tytuł innego "rakowego" filmu. Mimo zniszczenia zawsze jednak tli się nadzieja, zawsze jest to wyczekiwanie na nowy dzień.

Schuchardt gra przekonywująco. Zapalczywy, zawzięty, bierze życie takim jaki ono jest. Agnieszka Żulewska udźwignęła ciężar pokazania drogi krzyżowej z chemicznymi stacjami. Rozczarowuje Danuta Stenka jako lekarz prowadząca Lenę. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Stenka zagrała już w "rakowym" filmie o siatkarce Agacie Mróz: "Nad życie". W obu filmach zagrała onkologa, który za maską surowości kryje serce nadwrażliwca. Ten sam zestaw min i gestów pani doktor może mocno zirytować.

Czegoś brakuje w tym filmie. Plakaty reklamy filmu zalepiające przystanki chyba zapowiadały coś większego. Spodziewałem się traktatu o miłości, ciągu subtelnych obrazów, głębi, wzniesienia wielkiej katedry, w której miłość zwycięża śmierć. Obejrzałem zbity z desek, momentami zgrabny domek. Czekam na film "rakowy". Subtelna gra światła słonecznego będzie przechodzić przez okna budynku przy Roetgena i Pileckiego…



sobota, 7 listopada 2015

Praktykant ***

Ben Whittaker (Robert De Niro) to 70-letni wdowiec, nudzący się na emeryturze. Pewnego razu starszy pan postanawia skorzystać z ogłoszenia dotyczącego stażu dla emerytów w redakcji strony internetowej poświęconej modzie prowadzonej przez Jules Ostin (Anne Hathaway) i zostaje jej praktykantem.

"Praktykant" jako klasyczny "feel-good movie" nie wychodzi poza normy poprawnego hollywoodzkiego schematu. Role rozpisane w filmie, jak i wątek opierający się na starciu nowoczesności z tradycją, są łatwe do przewidzenia. I tak, z jednej strony mamy Jules, zabieganą bizneswoman, która nie ma czasu dla rodziny oraz Bena, uosobienie staroświeckości, dobrych manier i szarmanckości. To właśnie mężczyzna będzie mentorem w tej relacji, ponieważ uświadomi młodej szefowej, co tak naprawdę w życiu jest najważniejsze, stając się przy tym jej najbliższym przyjacielem i powiernikiem serca.

Czuć w filmie, że reżyserka Nancy Meyers jest zwolenniczką tradycji i ma sentyment do tego, co było kiedyś. Elegancki, taktowny i kulturalny Ben, ze swoimi dobrymi obyczajami i mocnym kodeksem wartości, szerzy (niczym francuska Amelia) dobro w realiach amerykańskiej korporacji. Emeryt nie tylko pomaga Jules, ale także edukuje swoich dużo młodszych kolegów z pracy, ucząc ich dobrych manier w relacjach z kobietami. Można powiedzieć, że na jego przykładzie reżyserka pokazuje jaki powinien być ideał prawdziwego mężczyzny. Ben, pomimo że nie do końca jest na topie, jeżeli chodzi o nowinki technologiczne, dzięki swojej klasie będzie miał zawsze przewagę nad dzisiejszymi wymuskanymi, wiecznymi chłopcami. Powinien być po prostu wzorem do naśladowania dla innych.

"Praktykant" ma zabawne momenty, które wywołują uśmiech na twarzy, ale jeśli ktoś chce się pośmiać do rozpuku, to tego nie uświadczy. Największą wadą filmu jest jego długość, 2 godziny to przynajmniej dla mnie o jakieś 30 minut za dużo. Szczególnie, że im bliżej końca, tym mamy do czynienia z coraz bardziej przewidywalnym, ckliwym zakończeniem.

De Niro dobrze wypada w roli pozytywnego bohatera. Widać, że to na tyle doświadczony i klasowy aktor, że prawdopodobnie byłby w stanie zagrać w sposób przekonujący nawet książkę telefoniczną. Jednak trudno w przypadku tego znakomitego aktora nie oprzeć się refleksji, że co najmniej od kilkunastu lat Hollywood nie potrafi zaoferować mu czegoś na miarę jego talentu i w tej chwili gra on w mało ambitnych projektach. Anne Hathaway wypada poprawnie, chociaż jej rolę równie dobrze mogłaby zagrać inna, mniej znana aktorka i nie widać by było różnicy.

Film Nancy Meyers określiłbym jako nieszkodliwą dla umysłu komedię obyczajową. W sumie nic wielkiego, ale w miarę udana, odprężająca rozrywka.