poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Nietykalni *****

Trzeba Francuzom oddać, że potrafią robić naprawdę dobre komedie. Trafiają na nasze ekrany dość regularnie, a raz na czas zdarzają się wśród nich takie perełki jak moje ulubione "Gusta i guściki", "Plotka" czy "Kolacja dla palantów".

Teraz wchodzi do naszych kin absolutny hit, jeśli wierzyć plakatom promocyjnym 25 milionów widzów w samej Francji, "Nietykalni". Fabuła jest oparta o stary, sprawdzony pomysł na komedię (choć podobno historia jest z życia wzięta), czyli zderzenie dwóch bardzo różnych światów i wynikające z tego perypetie. Driss (Omar Sy), to typowy chłopak ulicy, któremu właśnie kończy się zasiłek i by dostać kolejną pieczątkę do pośredniaka dowodzącą, że mimo wielkich starań pracy znaleźć po prostu nie może, trafia na rekrutację na opiekuna sparaliżowanego, ale przebogatego i przekulturalnego gentelmena Filipa (François Cluzet, z jakiegoś powodu strasznie przypominający mi Dustina Hoffmana). Oczywiście wbrew wszelkiej logice pracę dostaje i w ten oto sposób scena pod niekończący się korowód żartów zostaje przygotowana.

Film jest bez dwóch zdań śmieszny. Omar Sy ma po prostu kupę wdzięku i niezaprzeczalny talent komediowy. Wiele żartów jest wstanie zbudować zaledwie swoją mimiką. Film jest jego jednym wielkim popisem, a reszta obsady stara się dotrzymać mu kroku. Fabuła, choć jak pisałem może nie super oryginalna, jest poprowadzona bardzo sprawnie, żart goni żart, widz nie ma ani chwili oddechu, a na końcu oferuje również parę wzruszeń.

Tak jak wiele podobnych historii ta również przypomina nam by nie zamykać się na drugiego człowieka, bo czasem pozornie najbardziej "niedopasowani" do siebie ludzie mają sobie najwięcej do zaoferowania. Dzięki przyjaźni, która się między nimi rodzi, bohaterowie są wstanie wyjść poza ramy życia, którym żyli do tej pory. Driss poznaje smak luksusu, uczy się od Filipa klasycznej kultury, ale przede wszystkim opiekując się sparaliżowanym przyjacielem odpowiedzialności i poczucia obowiązku. Filip, który cierpi po tym jak jego kochająca ryzyko natura została przykuta do inwalidzkiego krzesła, dzięki nieokiełznanemu Drissowi na nowo zaczyna czerpać z życia przyjemność. Cały ten film jest jakby o odkrywaniu na nowo radości życia, trochę na przekór sytuacji, w której postawił nas los i jest tą afirmacją życia przepełniony.

W przeciwieństwie do tytułów, które wymieniłem na początku, nie ma tu jakiejś wnikliwej satyry społecznej. Jeśli jest jakaś lekcja to chyba o tym, że kalecy, inwalidzi są pełnowartościowymi ludźmi i też tak chcą być traktowani. Wypadki, choroby odebrały im sprawność ciała, ale w środku nadal siedzi zdrowa dusza, która chce prowadzić normalne, pełnowartościowe życie. Litość, czy nadmierna troska, z którą z dobrymi przecież intencjami traktujemy takie osoby, zamiast dodawać im otuchy raz po raz przypomina im o ułomności ich ciał, o tym co utracili.

Mam jeden problem z tym filmem i rozważałem nawet czy nie odjąć przez to co najmniej gwiazdki. Jest on po prostu rasistowski. Biały nadziany arystokrata wprowadza w świat kultury i sztuki, młodego nieokrzesanego czarnuszka. W jednej ze scen sugeruje się nawet, że Driss nie specjalnie radzi sobie z czytaniem. No serio? Nie jestem zwykle obrońcą poprawności politycznej i myśle że o tym, że w roli Drissa wystąpił aktor o czarnym kolorze skóry zdecydował zapewne talent Omara Sy, niemniej uważam, że twórcy wykazali się dużym brakiem wrażliwości i odpowiedzialności szczególnie biorąc pod uwagę napiętą sytuacje na tle rasowym we Francji. Tym bardziej dziwi to, gdy na koniec filmu widzimy osoby, których losy były inspiracją do scenariusza, a pierwowzór Drissa wcale nie jest czarnoskóry.

Ogólnie jednak śmieszna i niegłupia komedia, którą obejrzałem z przyjemnością i mogę z czystym sercem polecić.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz