Ciężko wyjaśnić fabułę "Wielkiego piękna". Główny bohater Jep Gambardella (Toni Servillo), pisarz i dziennikarz, wiedzie życie zamożnego artysty. Widzimy jak spędza czas z przyjaciółmi z elitarnego światka, a to na mocno zakrapianych balangach, a to na rozmowach o życiu i tematach dosyć intymnych. Spoglądamy na Rzym oczami Jepa, gdy samotnie spaceruje ulicami stolicy. Piękno miasta, poruszający śpiew chóru, przeplata się z ogłupiającymi narkotycznymi imprezami, transową muzyką, brzydotą ludzi i pozbawionym sensu ich relacjom. To wszystko jest tłem do rozważań bohatera, świadomego, że nie jest już najmłodszy, o pędzącym czasie i tym, co utracił (miłość) i czego nie odnalazł (piękno). Jep poszukuje piękna, które ma być natchnieniem do napisania kolejnej powieści (dowiadujemy się, że w młodości napisał jedną, wysoko nagrodzoną).
Rozumiem ambicje filmu do wychwalania wrażliwości na sztukę. Rozumiem problem przemijania. Cieszy mnie, że bohater odkrywa, życiowe prawdy: że nie musi robić tego na co nie ma ochoty (skoro zostało mu niewiele czasu), że może przyjaciołom otwarcie powiedzieć co o nich sądzi (jest na tyle doświadczonym człowiekiem, że wie czym jest prawdziwa przyjaźń). Ale gdy tak przyglądam się światu z perspektywy bohatera nie wiem, czy mam rozumieć, że piękno jest wszędzie czy nie ma go wcale. Gdy patrzę na Rzym jego oczami, myślę, że Jep dostrzega je w owej utraconej miłości, ale również w drobnych rzeczach i istnieniach, w przyrodzie, dzieciach, zwierzętach. Tyle tylko, że aby to zrozumieć potrzebował wielu lat i docenia, gdyż zbliża się do schyłku życia. Wielu ludzi umiera, odchodzi a jemu dane jest żyć... A może to moja nadinterpretacja? Nie wiem, gdyż film w zasadzie nie ma fabuły.
Niestety "Wielkie piękno" wieje nudą, a scenariusz i fabuła są dla mnie nielogiczne, niepełne, niedające satysfakcji w odbiorze przedstawionej historii. Być może kubeł wody wyleją na mnie wielcy znawcy kina. Jednak nie zamierzam udawać, że film do mnie trafił ani zawyżać oceny sugerując się otrzymanymi przez niego nagrodami. Takie jest skromne zdanie krytyka w kapciach, widza poszukującego filmu dającego do myślenia, a niekoniecznie przerostu formy nad treścią.
Jakie są "lepsze filmy o pięknie i przemijaniu"?
OdpowiedzUsuńTerminator, ew. Przeminęło z wiatrem
UsuńKobieta nie mająca pojęcia co ogląda, a do tego pisząca o tym recenzje. Niesamowite. Brawo Ms. Pink
OdpowiedzUsuńNiestety film okazał się nudny - a "filozoficzne" rozmyślania niestety bardzo oklepane - szkoda
OdpowiedzUsuńNuuuda - potwierdzam i nie da się tu doszukać jakiejś wielkiej sztuki poza tą prawdziwą Rzymu.. pełne rozczarowanie
OdpowiedzUsuń