Luc Besson sięgnął po sprawdzone środki. Mocna aktorska osobowość, wizualna warstwa i muzyka - to główne wyznaczniki stylu filmów Bessona. Nie inaczej jest też w "Lucy". Silną jednostką jest tym razem kobieta, którą reżyser wrzuca w kocioł zdarzeń, a te zmieniają się w iście ekspresowym tempie. Siłą rzeczy trudno nie odnieść najnowszego dzieła Bessona do "Nikity". Tutaj też mamy do czynienia z młodą kobietą, która z bezbronnej zwierzyny staje się zimną kilerką. Lucy, dzięki rozpuszczeniu w jej brzuchu narkotyków zyskuje szczególne możliwości i w miarę upływu filmu dowiadujemy się jaki procent umysłu wykorzystuje w danej chwili nasza bohaterka. Im więcej go używa, tym coraz bardziej staje się maszyną, która niczego nie odczuwa. Mocno to naciągane, ale w końcu to science-fiction.
Pod względem technicznym film robi spore wrażenie. Zdjęcia są znakomite (bardzo trafna przeplatanka czasów współczesnych z historią rozwoju ewolucji), a montaż perfekcyjny. Do tego mamy niezwykle klimatyczną muzykę Erica Serry, która jest odpowiednio dopasowana do zwrotów akcji.
Scarlett Johansson nieźle sprawdza się w roli Lucy. Jej bohaterka z mało rozgarniętej blondynki staje się superbohaterką zdolną zagiąć najtęższe umysły uniwersyteckie. Metamorfoza ta została bardzo dobrze pokazana przez aktorkę i cieszę się, że to jej przypadła główna rola, a nie jak pierwotnie zakładano Angelinie Jolie, którą ciężko by mi było sobie wyobrazić w roli Lucy z pierwszej części filmu. Morgan Freeman natomiast nie schodzi poniżej przyzwoitego poziomu, chociaż mam wrażenie, że już od kilku lat gra podobne typy postaci, które są nieco papierowe.
Pomimo że film poprzez filozoficzne mądrości serwowane przez profesora Normana stara się wyjaśnić wątek wykorzystywania przez człowieka potencjału umysłowego, to w "Lucy" nie należy się doszukiwać jednak głębszego sensu. Besson niepewnie porusza się arkanach ludzkiego intelektu i mocno fantazjuje. Samo podkreślanie, że człowiek wykorzystuje jedynie 10% swojego umysłu jest przecież nonsensem. A jeszcze większym jest to, że pod wpływem narkotyków może nastąpić boom intelektualny. Ogólnie scenariusz "Lucy" nie jest jego największą zaletą. Film ma kilka wpadek fabularnych, jak chociażby wprowadzenie mocno przerysowanej mafii koreańskiej, która nie boi się ruszać na otwartą wojnę z francuską policją i praktycznie z całym światem. Podobnie jak zniknięcie jednego z oprawców Lucy, który całkowicie wyparował z fabuły, bez tłumaczenia co się z nim stało.
Jeśli ktoś liczył, że Besson opowie historię zapadającą w pamięci, to może przeżyć zawód. "Lucy" to wyłącznie znakomicie zrealizowany teledysk, na jaki należy patrzeć z przymrużeniem oka i który po kilku tygodniach wyleci z głowy.
Trailer wygląda świetnie, chociaż czytałam już kilka negatywnych recenzji i po tym filmie nie spodziewam się fajerwerków. Tak czy siak nie odpuszczę go sobie, bo uwielbiam Johansson. :)
OdpowiedzUsuńFajerwerków można się spodziewać tylko wizualnych, ale dla Scarlett warto go obejrzeć ;)
OdpowiedzUsuńPiramidalna bzdura. Obrazki ładne, ale uszy więdną słuchając wypocin scenarzysty.
OdpowiedzUsuń