Na początku filmu poznajemy (a przynajmniej tak się nam wydaje) Adama - wycofanego wykładowcę historii, prowadzącego do bólu monotonną egzystencję. Wykład na uczelni (zawsze ten sam), powrót do ascetycznego mieszkania w bloku, wieczorne odwiedziny dziewczyny, seks (urozmaicony jak wykłady Adama), pożegnanie. Któregoś dnia zagaja go w pracy kolega. Niezręczna i pozornie nieistotna konwersacja sprawia, że tym razem Adam wraca do domu z wypożyczonym filmem. Choć nie widzimy by seans wywarł na nim jakiekolwiek wrażenie, w środku nocy zerwie się na równe nogi przypomniawszy sobie jedną ze scen. Gdzieś na drugim planie, ubrany w strój hotelowego boya, stoi... on sam. Świadomość, że gdzieś istnieje człowiek wyglądający dokładnie jak on, nie da mu spokoju.
Większość scen "Wroga" nakręconych zostało z użyciem żółtego, brutalnie tłumiącego kolory filtra. Ta kolorystyka, zestawiona dodatkowo z dekoracjami w postaci ciężkiej, betonowej architektury blokowisk Toronto, buduje duszny, posępny klimat. Atmosferę grozy i wiszącego w powietrzu niebezpieczeństwa potęguje dodatkowo, złożona jakby ze zniekształconych industrialnych odgłosów, ścieżka dźwiękowa, kojarząca mi się ze starymi thrillerami i horrorami. Całość utrzymana jest w poetyce snu. Jeśli dziwne sceny z pająkami w roli głównej nie byłyby wystarczającą wskazówką, skąd twórcy czerpią inspiracje, Villenueve w roli matki obsadził muzę Davida Lyncha, pamiętną Dorothy Vallens z "Blue Velvet" - Isabellę Rosselini. W takim oto klimacie Adam, spanikowany i podniecony jak mała dziewczynka (podskakuje ze strachu, gdy zamykają się za nim automatyczne drzwi), która wie, że robi coś złego, ale jest zbyt ciekawa by przestać, rozpoczyna swoje śledztwo.
Świetnie budowany nastrój wciąga nas w historię. Autorzy zostawiają nam różne wskazówki, mnożą tropy, klimat gęstnieje... aż staje się to wszystko nieznośne. Gdzieś w dwóch trzecich filmu możemy się już spodziewać, że jego motto "chaos jest nierozszyfrowanym porządkiem", jednoznacznie wskazuje na to, że autorzy nie zamierzają nam podarować klucza do przedstawionej zagadki. Historia ma coraz mniej sensu. Każda kolejna scena zawęża możliwości interpretacji, by wraz z ostatnią zostawić nas właściwie z niczym. Jedyne co mi przychodzi do głowy, to ćwiczenia formalne z Lyncha. Sen jak to sen przecież sensu mieć nie musi. Problem jest tylko taki, że o ile np. "Mulholland Dr." wciągał mnie tak, że nawet jeśli niewiele rozumiałem, miałem ochotę na więcej, to tu chciałem się obudzić na długo przed końcowymi napisami.
"Wróg" może spodoba się widzom przedkładającym klimat nad cokolwiek innego. Dla tych, którzy szukają choć odrobinę sensu, będzie to raczej nudne i frustrujące doświadczenie. Nie pomaga niestety nawet świetna, podwójna rola Jake'a Gyllenhaala (nie ma właściwie momentu byśmy nie wiedzieli, którą postać widzimy na ekranie) ani doskonałość formalna filmu. Budują one oczekiwania, którym opowiadana historia po prostu nie jest w stanie sprostać. Jak pokazał w "Labiryncie", Denis Villeneuve potrafi kręcić świetne filmy. Ale jak większość reżyserów potrzebuje do tego dobrego scenariusza.
To film rebus-zagadka. Rozwiązana, pięknie i satysfakcjonująco układa się w spójną logiczną całość. I sensowną. Całkowicie!
OdpowiedzUsuńPo co pisać recenzję filmu, którego się nie rozumie panie Biały?!? Szkoda klawiatury!
Piękno,rebus-zagadka,rozwiązanie,nawet noblista w tle -a kto nie rozumie ten trąba...-Tak? I tylko bla,bla,bla...Każdego zachwyca i przewierca-choć tak naprawdę ani nie zachwyca i nie przewierca i żaden Bladaczka fotografiami swoich pociech mnie nie wzruszy i nie skłoni do przyklaśnięcia choćby takiemu Panu Wróblewskiemu bodaj z Polityki,który mocne 5/6 daje dziełu. Żenujące zestawienia z Kafką przez niego użyte są obelgą dla autora "Przemiany"-lepiej by było jednak będąc płatnym klakierem zamilczeć w tym momencie-po prostu napisać - hej , ludziska, arcydzieło widziałem! I tyle. A tak mamy całe tabuny zachwyconych znawców,którzy jak za panią matką powtarzają-zagadka,zagadka,zagadka...Dobrze ,że nie widzę wpisów -ciemność widzę,widzę ciemność! I na koniec a propos tajemnicy "dzieła" ; co to za zagadka-dwie kulki i armatka? Zbytnio przeżartym seksualizmem współczesnej kinematografii wyjaśniam- to NOŻYCZKI,którymi powinno się wyciąć kilometry taśmy poświęconej "Wrogowi" z filmografii reżysera i głównego aktora chyba też.Bo mimo świetnej gry nie ratuje on filmu,którego uratować się po prostu nie da.Jak tonącego "Titanica" nie były w stanie ocalić najpiękniejsze trele wygrywane przez orkiestrę,która ponoć do ostatka sobie rzępoliła....A tym,którzy mimo wszystko rozszyfrowali zagadkę z armatką w jednoznacznie obsceniczny sposób polecam całkiem niezależnie i odważnie -jakkolwiek idiosynkrazją zalatuje z daleka takie zachowanie- umieszczenie rozwiązania po napisach końcowych filmu.Adieu
OdpowiedzUsuńJakaż to logiczna i spójna całość? Proszę o wyjaśnienie sensu filmu,całkowite - skoro takowe jest:)
OdpowiedzUsuń