czwartek, 8 sierpnia 2013

Uciekinier ****

Dramat Jeffa Nicholsa wzbudził spore zainteresowanie na festiwalu w Cannes w 2012 roku. Niektórzy krytycy określali go nawet mianem najlepszego amerykańskiego filmu w konkursie, ale jako że nie jest to typowe kino gatunkowe, dystrybutorzy chyba nie wierzyli w jego sukces i minął aż rok nim "Uciekinier" (tyt. oryginalny "Mud") trafił w końcu do szerokiego obiegu.

Lato w Arkansas u brzegów rozległej Missisipi, blisko jej ujścia. Dwójka chłopców Ellis (Tye Sheridan) i Neckbone (Jacob Lofland) odkrywa na jednej z niezamieszkałych wysp osobliwe zjawisko. Łódź, którą ostatnia powódź zostawiła w lesie, pośród koron drzew. Bez chwili namysłu decydują się uczynić z niej swoją letnią kryjówkę, ale równie szybko okazuje się, że nie oni pierwsi wpadli na pomysł jej zagospodarowania. Mieszka już w niej tytułowy uciekinier - Mud (Matthew McConaughey), czekający na swoją wybrankę, Juniper (niewielka rola Reese Witherspoon). To spotkanie bardzo namiesza w życiu naszych młodych bohaterów.

Wątek sensacyjny, choć obecny, schodzi raczej w "Uciekinierze" na dalszy plan. Wydaje mi się że autor chciał po prostu zrobić film o miłości, jej różnych odcieniach, pułapkach. Przedstawiony świat postrzegamy głównie oczami zaczynającego właśnie dojrzewać, czternastoletniego Ellisa. Przeżywa on pierwszą fascynację starszą koleżanką, obserwuje powolny rozpad małżeństwa swoich rodziców. Nie mogąc się z ich gasnącym uczuciem pogodzić, by udowodnić sobie samemu, że prawdziwa miłość istnieje, będzie idealizował toksyczną więź łączącą Muda z Juniper. Punkt widzenia niedoświadczonego jeszcze życiowo chłopaka sprawia, że wszystko wydaje się intensywniejsze. Ellis desperacko próbuje zrozumieć to co się wokół niego dzieje, na czym polega świat uczuć, ale jedyny wniosek z jakim chyba zostaje to, że to wszystko nie jest takie proste.

Jeff Nichols nie krył inspiracji twórczością Marka Twaina, którego "Przygody Huckelberry'ego Finna" rozdał aktorom, by lepiej wczuli się w klimat filmu i mimo że "Uciekinier" nie jest adaptacją żadnej prozy, oglądając go trudno oprzeć się wrażeniu "literackości" dzieła. Jak to w dobrej powieści bywa, nie mniej ważne od opowiadanej historii jest jej tło. Tu jest to fantastycznie sfotografowana Missisipi z jej bujną przyrodą i ludzie, których całe życie się kręci wokół rzeki. Ojciec Ellisa sprzedaje świeżo złowione ryby, wujek wychowujacy Neckbona nurkuje wyławiając muszle i cenne rzeczy, które niesie ze sobą nurt. Przybrzeżne barki są schronieniem dla ludzi szukających spokoju i ucieczki od dawnego życia, jak tajemniczy, budzący strach Tom grany przez Sama Sheparda. Jednak ten styl życia odchodzi powoli do przeszłości. Zarząd rzeczny tylko wypatruje okazji by pod byle pretekstem pozbyć się nadbrzeżnych barek, a i ludzie sami wyprowadzają się do miasta (marzy o tym między innymi matka Ellisa).

Dzięki klasycznej, spokojnej narracji, pięknym zdjęciom oraz doskonałym kreacjom młodych aktorów i Matthew McConaugheya (który skutecznie próbuje udowodnić, że wbrew temu co się o nim mówiło jednak jest aktorem z krwi i kości) "Uciekinier" tworzy pociągający, trochę tajemniczy klimat, mi osobiście kojarzący się raczej z kinem europejskim. Niestety przesadnie odwlekany, nie całkiem pasujący do reszty finał sprawił, że końcówka filmu trochę już mi się dłużyła, a całość nie do końca spełniła rosnące wcześniej z każdą minutą projekcji oczekiwania. Mimo to myślę, że warto dać się porwać Jeffowi Nicholsowi w 130 minutową podróż nad brzegi Missisipi i poznać ten ciekawy świat, przy okazji zastanawiając się chwilę nad tym jak my sami uczyliśmy się miłości.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz