niedziela, 21 kwietnia 2013

Układ zamknięty ****

Po ostatniej "smarzowszczyźnie" zaprezentowanej w "Drogówce" straciłem nieco serce do oglądania dramatów "made in Poland". Jednak w kwestii polskich produkcji nigdy nie tracę nadziei, że obejrzę w końcu film, po którym nie będę zniesmaczony czy zdegustowany. Ryszard Bugajski, reżyser słynnego "Przesłuchania" oraz scenarzyści "Czarnego czwartku" dali nadzieję, że zobaczę w końcu coś na niezłym poziomie.

Historia jest oparta na faktach. Piotr Maj (Robert Olech), Marek Stawski (Przemysław Sadowski) i Grzegorz Rybarczyk (Jarosław Kopaczewski) niczym bohaterowie "Ziemi obiecanej" zakładają wspólnie spółkę i odnoszą sukces. Jednak w wyniku zmowy urzędników państwowych - prokuratora Andrzeja Kostrzewy granego przez Janusza Gajosa oraz naczelnika urzędu skarbowego Mirosława Kamińskiego (Kazimierz Kaczor) - zostają pokazowo zatrzymani pod zarzutem działania w zorganizowanej grupie przestępczej i prania brudnych pieniędzy.

W pewnym stopniu film jest zbliżony swoją konstrukcją do znakomitego "Długu". Tyle że u Krzysztofa Krauzego główni bohaterowie byli niszczeni przez zwykłych bandziorów. Tymczasem u Bugajskiego "kłody pod nogi" są rzucane przez władzę i urzedników państwowych, którzy chcą osiągnąć w ten sposób własne korzyści. Różnicą jest też to, że u reżysera "Przesłuchania" głównym bohaterem filmu została postać negatywna i to ona została rozłożona na czynniki pierwsze. Okazało się to być ciekawym zabiegiem. Prokurator Kostrzewa to osoba zła, chciwa i egoistyczna. Gajos nie schodzi poniżej niezłego, solidnego poziomu, ale nie jest aż tak znakomity jak chociażby Andrzej Seweryn, grający w "Uwikłaniu" - filmie w pewnym stopniu podobnym do dramatu Bugajskiego, bo też pokazującym pewien układ, wobec którego normalni obywatele są bezsilni.

Dla mnie jednak odkryciem i najlepszą rolą w filmie jest postać prokuratora Kamila Słodowskiego - grana przez Wojciecha Żołądkowicza. Początkowo wydaje się, że młody prokurator będzie pionkiem w rękach bardziej doświadczonych urzędników. "Odyńcem", który "wpadnie w sidła" (zwierzęce porównania są na miejscu - Kostrzewa to zapalony myśliwy) w pierwszej kolejności w przypadku niepowodzenia całego przedwsięzięcia. Tymczasem Słodowski dosyć szybko okazuje się być bardzo bystrym uczestnikiem gry i nie daje się wygryźć starym wygom. Żołądkowicz - aktor nieznany - bardzo dobrze pokazuje cynizm swojego bohatera i szybkie wdrożenie się w bezlitosne reguły gry o pieniądze.

Czy film jest nazbyt publicystyczny? Moim zdaniem nie. Oczywiście każdy go może interpretować na swój sposób. I tak jedni stwierdzą, że spektakularny sposób zatrzymania trzech bohaterów to nic innego jak aluzja do aresztowania Romana Kluski. Inna opcja polityczna będzie widzieć w działaniach jednostek antyterrorystycznych tragedię Barbary Blidy. Nikomu się nie dogodzi i nikogo się nie przekona do swoich racji. Z mojej perspektywy film w ciekawy sposób pokazał wypaczenia władzy, jej chciwość i brutalność. I przede wszystkim bezradność i bezsilność szarego obywatela wobec tych wszystkich nieuczciwych mechanizmów. Bugajski zrobił to wszystko w mocny, ale wyważony sposób, nie ogłupiając widza karykaturalnym przekazem, przesiąkniętym wulgarzyzmami. Co ważne film nie zmęczył mnie jakimiś dziwnymi sposobami kręcenia. Kamera normalnie przedstawia rzeczywistość, nie "skacze", jak to miało miejsce w kilku ostatnich polskich produkcjach. Bugajski pokazał, że jest sprawnym rzemieślnikiem, który nie potrzebuje wywoływać u widza dodatkowych, sztucznych emocji.

Film nie jest aż tak głęboki i poruszający jak wspomniany już przeze mnie "Dług". Ma trochę nudny środek i słabe retrospekcje, z których dowiadujemy się między innymi o motywach działań Kostrzewy i jego przeszłości. Ogółem jest jednak dobrym dramatem i stanowi udany powrót Bugajskiego do filmu po kilku latach przerwy.



10 komentarzy:

  1. Etam,gdyby nie Gajos,film by był niezauważony i tyle!

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że film nawet bez Gajosa byłby zauważony, choć niektórym środowiskom w Polsce, zależałoby, aby jak najmniej osób wybrało się do kina. Zgadzam się z Mr. Blonde, że odkryciem filmu jest Żołądkiewicz: a jakże grana przez niego postać wdraża się w cyniczny i bezwzględny fach bardzo szybko. Bardzo szybko też Kamil Słodowski przerasta swych mistrzów: Kostrzewę i Kamińskiego i staje się po prostu automatem inkasującym pieniądze. Dla mnie najlepiej skonstruowana scena w filmie to ta, kiedy Maj leży w izolatce, obandażowany, kiedy wprost czuje się, że całe jego ciało i psychika są już rumowiskiem. Pielęgniarka i smalący do niej cholewki strażnik więzienny stojący obok Maja są w innym wymiarze.Pozdrawiam: fan "Armii konnej" i oczywiście fan Krytyków w kapciach!

    OdpowiedzUsuń
  3. Scena rzeczywiście mocna. Chociaż mam wrażenie, że Bugajski zagrał tutaj trochę pod publiczkę, żeby wywołać u widza określony efekt, co też zresztą mu się udało :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie jakiś dobry Polski film, po serii knotów robionych pod dotację z PISF.

    OdpowiedzUsuń
  5. A dla mnie to taki film,gdzie czarne to czarne,białe to białe i nie ma innych barw.Do kina idę po to,żeby zastanawiać się,dyskutować,niedowierzać.Tu nie ma żadnych wątpliwości,wszystko jest jasne i klarowne.I takich filmów,gdzie są tylko oczywiste oczywistości się boję,bo myślę sobie,że ktoś uważa,iż ma monopol na mądrość.

    OdpowiedzUsuń
  6. Prawda - Gajos pomógł filmowi w wybiciu się w promocji... Filmu jeszcze nie widziałam, ale bardzo chcę go zobaczyć. W końcu niezbyt często zdarza się szansa na film z interesującą intrygą (i co najważniejsze - Made in Poland!) :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Recenzja jest bardzo dobra. Chyba lepsza od filmu. :)
    Dobra recenzja może na przykład przekonać do filmu kogoś, kto nie akceptuje przesłania, jest rozczarowany poziomem artystycznym i wyszedł z filmu "wkurzony", jak to określił recenzent Filmwebu, mój "ulubiony" Łukasz M., ale nie z tego powodu, co to niby powinien.

    Przekonać - niżej pdpisanego :)
    Faktycznie - byłem wkurzony i nie mam zamiaru jeszcze raz oglądać nienajlepszego filmu Ryszarda Bugajskiego, który nakręcił przecież świetne "Przesłuchanie" i "Generała Nila".

    Jednak, jak czytam tę recenzję, czuję się pocieszony...
    Nie jest tak źle. :)
    Gajos, porządna robota filmowa itp.
    Dziękuję za pocieszenie, sąsiedzie ....

    Zaś Anonim napisał :
    "Nareszcie jakiś dobry polski film".
    To już jednak za dużo powiedziane.

    Ja myślę tak.
    Dobry pomysł na scenariusz. Ale sknocony.
    Kapitalny temat. Zmarnowany.
    Dopiero teraz zrozumiałem, dlaczego, byłem taki wkurzony.

    Gdyby tak mniej psychologii odegranej przez Gajosa, (który w końcu został czymś w rodzaju "nowego Miauczyńskiego" a rebours) a więcej mechanizmów władzy ...

    Gdyby tak mniej żałosne i budzące niechęć postaci ofiar, całkowicie pozbawione elementarnej roztropności na początku, życia na końcu a męstwa w czasie próby ...

    Gdyby tak ten film miał jakiegoś "Maratończyka", jakiegoś bladego kandydata na bohatera mimo woli, gdyby dawał cień cienia nadziei...

    Gdyby tak... bez końca

    Czy prawdziwa sztuka ma obowiązek dawać nadzieję???
    Ba.

    Gdyby to nakręcił jakiś młody gniewny - no to rozumiem.
    Ale doświadczony i utalentowany reżyser mając w ręku taki samograj - zrobił średni film, o którym niestety - szybko zapomnimy. Szkoda...

    Napisałem na ten temat "impresję". Ale po przeczytaniu tej recenzji poczułem się, jak straszny dziadunio, który siedzi i ma za złe....
    Nie ma co gdybać.
    Trzeba się cieszyć tym, co się ma...

    OdpowiedzUsuń
  8. Żołądkowicz może zagrał dobrze, ale niespójność scenariusza i błędy reżysera sprawiają, że rola jest niespójna.

    Konformista, oportunista i pozbawiony skrupułów, genialny łajdak, kandydat na późniejszego Ojca Chrzestnego - w jednym krótkim i szkicowo zarysowanym fabularnie filmie - to za dużo.

    Mimo nagromadzenia takich wątków film sprawia wrażenie, jakby się ślizgał w jednym miejscu po powierzchni (mechanizmy władzy), w innym niepotrzebnie psychologizował (Miauczyński a rebours, ratowany przez Gajosa, który jednakże zaczyna wpadać w manierę) w jeszcze innym - szkicował postaci, jak marionetki (ofiary).

    Bugajski w Przesłuchaniu dał popis solidarności z upartą idiotką trzymającą poziom moralny.

    Tutaj nakreślił (nieświadomie?) postaci, z którymi niesposób się utożsamiać, co najwyżej trcohę się nad nimi użalać. Ale nie za bardzo.
    Muszę dać jeszcze ten link.
    Sorry.

    http://krisruminski.blogspot.com/2013/06/impresje-otwarte-nad-ukadem-zamknietym.html


    OdpowiedzUsuń
  9. Gajos dla mnie nie zagrał manierycznie, co najwyżej niepotrzebne były retrospekcje i psychologizacja jego postaci, co było najsłabszym wątkiem w filmie.

    Myślę, że nad postaciami (ofiarami i ich rodzinami) można się było użalać i to bardzo. Nagle młodzi ludzie są gnojeni przez organy władzy, które powinny sprzyjać młodym przedsiębiorcom, a nie ich tępić. Przeżywają osobiste dramaty i tragedie. W kwestii utożsamiania się z nimi to rzecz jasna sprawa indywidualna. Na pewno przypadek młodego informatyka (jeśli nie znało się wcześniej jego historii) był dla mnie poruszający i to co przeżył było dobrze pokazane.

    Co do postaci Żołądkiewicza to - tak jak napisałem - jego cynizm był świetnie ukazany i byłbym zawiedziony, gdyby był pokazany jako naiwny i szlachetny człowiek, który nie wie, co tak naprawdę się dzieje wokół niego, bo tacy się w prokuraturze nie rodzą ;). Nie odczułem w każdym razie niespójności jego postaci.

    Dzięki w każdym razie za ciekawą opinię i zachęcam do dalszych komentarzy ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. @ Mr Blonde
    1) Co do Gajosa, zostawmy. Prawie się zgadzamy :) Dobry aktor, któremu ciągle dają grać podobne role. Nie manierycznie? OK, Pan się lepiej zna :)
    2) Żołądkiewicz.
    a) Najpierw ambitny konformista, naiwnie myślący, że wpatrując się w oczy szefa, znajdzie prawdziwego przestępcę
    b) Potem cyniczny oportunista, gotów do umiarkowanych łajdactw.
    c) Łajdactwa coraz większe, ale już tylko aluzyjnie zaznaczone (przypisane).
    Tchórzostwo, czy artystowska powściągliwość twórców?
    d) wreszcie - w jednym krótkim filmie - staje się kandydatem na członka wysokiej rady, może Ojca Chrzestnego?
    Co to? Główny bohater szkicowany flamastrem???

    3) Mamy problem, polegający na dysproporcjach w pogłębianiu bohaterów. Jedyny żywy - Gajos - własnie przesadzony, ala Miauczyński. Żołądkiewicz, patrz 2)
    A ja chciałbym, aby nie było tego typu asymetrii na korzyść ciemnej strony. Koncepcja filmu była taka, czy nie wyszło? Bo zagrano coś w rodzaju psychodramy po stronie jasnej i psychologizowano po stronie ciemnej.
    Mechanizmu powstania i nienaruszalności układu nie pokazano praktycznie wcale.
    Czyżby coś w rodzaju cenzury? Moim zdaniem, jak najbardziej.
    A może zwykła ignorancja?
    Rozmawiałem z kimś, znających trochę biznesowe układy: "Nędza i naiwność!"
    4) Przesłanie ideowe filmu! Nic się nie da zrobić?
    Amerykanie wprowadzają tu bohatera mimo woli.
    Bugajski też to zrobił. Ale nie w tym filmie.
    A my kręcimy Miauczyńskich w różnych odmianach.
    Rekord - nieudacznicy sukcesu - oto jak wyszło.
    6) Jeśli będziemy oceniać film, jako reportaż interwencyjny, to zgoda: Dobre!
    Ale prawda czasu i ekranu zobowiązuje do nadania dziełu sztuki charakteru konfrontacji dobra ze złem a nie gry do jednej bramki.
    I stworzenia bohatera stawiającego w jakikolwiek sposób tamy złu.

    Nowoczesność polega widocznie jednak na tym, że źli są wielowymiarowi, a dobrzy - kukiełki.
    Tak?
    Beze mnie.
    Pozdrawiam i zapraszam do dyskusji u mnie w tym duchu.

    OdpowiedzUsuń