sobota, 11 lutego 2012

Moneyball ****

Filmów o grach zespołowych powstaje niewiele. O ile popularnym tematem w Hollywood jest zawsze opowieść o jednostce - bohaterze (najczęściej bokserze), który pomimo różnych przeciwności losu odnosi sukces, to tematów traktujących historię jakiejś drużyny sportowej, jest jak na lekarstwo. Ostatnim takim filmem, którym pamiętam, była "Męska gra" i trzeba przyznać, że oglądało się go nieźle. Podobnie można powiedzieć o "Moneyball" - tegorocznym kandydacie do Oscara z Bradem Pittem w roli głównej.

Historia (opowiedziana na faktach) dotyczy menedżera sportowego klubu baseballowego Oakland Athletics - Billy'ego Beane'a, który mając kiepską sytuację finansową w swoim klubie, stawia na dosyć niekonwencjonalne metody zarządzania nim. Przede wszystkim dzięki pomocy młodego chłopaka z ekonomicznym wykształceniem - Petera Branda (grubasek Jonah Hill - to zdecydowane odkrycie tego filmu) zaczyna korzystać w większym zakresie z analiz i statystyk komputerowych, wreszcie kupuje na podstawie tych statystyk tańszych zawodników i ustawia ich na innych pozycjach w drużynie. Początkowo wydaje się, że wszystkie pomysły Beane'a to kompletny niewypał, bo drużynie idzie jak po grudzie, ale później zespół zaczyna funkcjonować na najwyższych obrotach.

Baseball - to dyscyplina dla mnie kompletnie niezrozumiała. Naprawdę nie rozumiem fenomenu tego sportu w Stanach, bo mnie - jako kibica sportowego - on kompletnie nie kręci. Jednak w tym filmie to nie o baseball do końca chodzi, co sposób przedstawienia otoczki wokół sportu. Mistrzowska jest dla mnie sama rozmowa Pitta z tzw. "zarządem", gdzie większość osób się w nim znajdujący, to dziadkowie nie mający pojęcia o nowoczesnym zarządzaniu klubem i bojący się większych zmian. Od razu kojarzy mi się to z sytuacją z naszego piłkarskiego podwórka. W ogóle gra Pitta jest w tym filmie zaskakująco dobra. "Bradzio" nadaje swoje postaci sporo energii, charyzmy i wdzięku. Jego bohatera nie sposób nie lubić i nie sposób mu kibicować. Dużym atutem filmu jest też gra młodego doradcy Beane'a - Petera Branda. Postać Hilla jest bardzo dobrze zagrana i pokazuje "oczywistą oczywistość", że największe mózgi to często osoby bez warunków fizycznych. Dialogi, dwie główne postaci i sam sposób opowiedzenia historii to największe atuty tego filmu.

Czego mi w nim zabrakło? Zdecydowanie za mało tego co się działo w wewnątrz drużyny, czyli zawodników, bez których nawet największy mag menedżerski i analityk nic by nie poradzili. W zasadzie do końca nie wiemy, co konkretnie spowodowało, że drużyna nagle "zaskoczyła". Średnio też jest przedstawiona rola trenera zespołu - granego przecież przez świetnego aktora Phillipa Seymoura Hoffmana. Mimo że w filmie łysy i początkowo ciężki do poznania, to jego postać jest słabo zarysowana - na pewno poniżej jego możliwości aktorskich. Nie widzę tutaj winy w Hoffmanie, co raczej  w twórcach filmu, którzy skupili się bardziej na Bradzie i chyba nie chcieli mu za bardzo zabierać show.

Generalnie film jak najbardziej godny polecenia na sobotni wieczór w dobrym towarzystwie. Relaksujący, niegłupi i dobrze zrobiony. Chociaż fakt, że jest kandydatem do Oskara to przesada, ale na pewno jest warty obejrzenia. I to nie tylko przez fanów sportu. Fajnie, gdyby w końcu ktoś u nas odważył się zrobić taki film. Temat jest jak najbardziej wdzięczny, bo w sporcie nad Wisłą nie brakuje podobnych problemów z jakimi musiał się borykać bohater grany przez Pitta.

Krótkie wprowadzenie do filmu:



2 komentarze:

  1. Nie zgodziłbym się z tym, że nie jest w filmie pokazana przyczyna nagłej poprawy gry zespołu. Cała filozofia "moneyball", czyli wybierania zawodników na podstawie statystyk, które inni przeoczyli, polega na tym by tych zawodników ustawić w miejscach w których mają największe szanse na sukces. Ponieważ coach upierał się, że on będzie robił rzeczy po swojemu i nie chciał słuchać podpowiedzi Pitta, ten musiał sprzedać jego faworytów by wreszcie sprowadzeni przez niego gracze znaleźli się na właściwych pozycjach. Choć może ja to dostrzegłem bo idee "moneyball" nie były mi obce już przed seansem, a film sam z siebie nie przedstawia tego tak klarownie. Hmm

    A i grono z którym Pitt rozmawia to nie tyle zarząd klubu co jego skauci. Tak ciężko to sobie wyobrazić odnosząc do polskich realiów... Tylu ludzi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok, zarząd sieci skautów ;) Ale rozmowa Pitta z nimi była dla mnie jednym z lepszych momentów filmu. Co do zawodników, których wybrał Pitt - zabrakło mi pokazania ich wzajemnych relacji w drużynie, ich zdania na temat zmiany pozycji, całej otoczki związanej nie tylko z tym co się działo na górze, ale również w drużynie.

    OdpowiedzUsuń