Muszę przyznać, że film jest naprawdę dobrze zrobiony i zagrany. Zdjęcia rzeczywistości w których dominuje czerń i biel (trochę jak z filmów o wampirach), przeplatając się z kolorowym, tajemniczym wirtualem, tworzą piękny spektakl dla oczu. To do czego niestety można się przyczepić to scenariusz. Nie wiem, wcale nie rzadko oglądając polskie filmy mam wrażenie, że nikt naprawdę nikt nie zadał sobie trudu by go przeczytać, przemyśleć i może zasugerować autorowi parę poprawek przed realizacją. Wydawać by się mogło, że skoro są osoby i instytucję, które wykładają na takie dzieło naprawdę dużo pieniędzy, to znajdzie się ktoś chcący dopilnować swojej inwestycji. Chyba najłatwiej to osiągnąć w momencie pracy nad tekstem, gdy poprawki kosztują najmniej?
Historia ma naprawdę dużą moc. Niemniej raz po raz pojawiające się co najmniej kontrowersyjne (jeśli nie wręcz absurdalne) rozwiązania fabularne sprawiają, że nie sposób dać się jej porwać. Kilka dla przykładu. Może nie jestem na bieżąco z trendami panującymi wśród nastolatków, ale szczerze wątpię by bycie gejem w liceum było aż tak trendy by dwóch próbujących uchodzić za macho kolesi odważyło lizać się przed całą szkołą na studniówce. To że zatrudniona na czarno Ukrainka prędzej wezwie policję niż szepnie słówko ludziom którzy ją zatrudniają. To, że nadziany polityk zatrudni nielegalnie przebywającą w kraju Ukrainkę. Właściwie co niby ta nielegalność zatrudnienia miała wnieść do fabuły? To że rodzice przez 10 dni rzekomo nie dostrzegają tego, że ich dziecko zamknęło się w pokoju i nie przyjmuje pokarmów. W weekend też nie zauważyli? Może był to akurat ten tydzień w którym nie szli do opery. Kto wie. No i chyba największy absurd na którym niestety zbudowana jest finałowa sekwencja. Jak koleś, który w przynajmniej dwóch scenach w filmie używał mobilnego internetu poza domem (w pracy matki i szkole) nagle całkowicie o takiej możliwości zapomina? Tatuś wyłączył router, więc świeżo po opuszczeniu pokoju w którym przebywał Bóg wie jak długo udaje się na rozpaczliwe poszukiwania swojej internetowej koleżanki po klubach, zamiast skorzystać z najbliższego hotspotu. Hmm. Nie przekonało mnie też samobójstwo bohatera. Nie po tym jak dramatycznie wykrzyczał co o nim myśli i nie gdy poniekąd na nowo otworzył się na dialog z rodzicami. Nie wydaje mi się to prawdopodobne z psychicznego punktu widzenia.
Nie mogę nie wspomnieć również o sposobie w jaki prezentowane są postacie. Duża część fabuły zbudowana jest na tym, że główny bohater jest raczej typem wrażliwym. Niestety musimy tu autorowi uwierzyć na słowo, bo jedyna scena, w której chyba stara się nas do tego przekonać, to ta, w której odpowiada on na pytanie o Hamleta na próbnej maturze. Dominik, bo tak się nazywa ów młodzian, niby jest postacią centralną, ale obserwujemy go trochę tak jak jego rodzice. Nie wiemy czego słucha, co czyta, czy ma jakieś zainteresowania... nic. Jedyne co ja widzę to bogatego dupka, na którego lecą najlepsze laski w szkole i który uważa się za zbyt ważnego by socjalizować się z resztą plebsu. Ku własnej rozpaczy odkrywa, że jest gejem. Nie wiem, może już sam fakt bycia gejem czyni kogoś w naszych czasach z definicji wrażliwcem?
Z kolei naprawdę często obserwujemy rodziców Dominika w różnych "życiowych" sytuacjach. Kreatywna narada w agencji, konferencja w ministerstwie. Bankiety, spotkania. Seksik w agencji, seksik w ministerstwie. Bardzo stara się nas autor przekonać jacy to oni nie są zapracowani i ważni. Szczególnie interesujący jest tu wybór profesji ojca - polityk w świetle ujawnionego jakiś czas temu tygodniowego grafika naszego premiera... No ale niektórzy mają jeszcze jak widać złudzenia. Wracając do tematu mimo całego tego ich bycia na ekranie są to postacie raczej jednowymiarowe i często denerwujące swoją niekonsekwencją. Jeden psychiatra nie odpowiada im bo nie wypisze magicznych pigułek, drugi wypisuje i też jest źle. Niby martwią się o syna, ale tak jakoś nie do końca. Może lepiej byłoby wykorzystać ten czas pokazując inne oblicze głównego bohatera, a nieobecność w kadrze rodziców byłaby bardziej znacząca niż te urywki z życia polskich "elit"?
Ogólnie szkoda, bo myślę, że wielu z tych rzeczy można było uniknąć, gdyby popracowano trochę może trochę dłużej, może w trochę większej grupie, nad scenariuszem.
Co mi się podobało? Roma Gąsiorowska. Najseksowniej chyba sepleniąca polska aktorka w roli Sylwii, którą raczej słyszymy niż widzimy. "Nothing to lose" grupy Billy Talent jako muza dodająca odwagi bohaterowi, gdy musi stawić czoła całej szkole. I przede wszystkim niesamowicie mocna, wciskająca w fotel i nie pozwalająca się z niego ruszyć jeszcze dobrą chwilę gdy lecą napisy ostatnia, kręcona z komórki scena filmu.
Historia przedstawiona w filmie, choć czasami irytuje, ma moc. Nie sądzę by wiele osób obejrzało ją bezrefleksyjnie. To o czym według mnie mówi najbardziej przekonująco, to to, że każdy potrzebuje w życiu jakiegoś punktu zaczepienia, ostoi, grupy z którą może się identyfikować. Jest to szczególnie istotne w trudnym momencie wchodzenia w dorosłość, gdy ciężko jeszcze czerpać siłę z mocy własnego ja. Dominik poniekąd trzykrotnie traci w filmie to oparcie. Nie dają mu go rodzice. Podchodzą do niego przedmiotowo, trochę tak jak do rodzinnego zwierzątka np. psa. Nakarmiliśmy cię, ubraliśmy, to czego jeszcze od nas chcesz? Nie próbują go zrozumieć, znaleźć z nim żadnego kontaktu. Może liczyć na ich pieniądze ale nie zrozumienie. Dominik czerpał na pewno dużo swej pewności siebie z tego jak był traktowany przez rówieśników w szkole. Był kimś o którego względy trzeba zabiegać. "Książe" jak trochę złośliwie tytułuje go kolega w jednaj ze scen. Na skutek jednak jednego wydarzenia, w mgnieniu oka traci ten status stając się pośmiewiskiem. Wiedząc, że nie może szukać oparcia w rodzicach, ani wśród znajomych, co jest poniekąd znakiem naszych czasów zwraca się w kierunku internetu. Gdy nowi znajomi posuną się do szantażu, a ojciec w końcu odłączy kabel konsekwencje będą opłakane.
Na koniec jeszcze może słowo o tym jak przedstawiony jest w filmie Internet. Jest to jeden z pierwszych jeśli nie pierwszy obraz, który próbuje zająć jakieś stanowisko wobec fenomenu portali społecznościowych i gier MMO (Massively Multiplayer Online Game).
Portale społecznościowe widzimy jako miejsce spotkań tych "fajnych", gdzie mogą się oni tą swoją "fajnośćią" onanizować. Póki Dominik do tych "fajnych" należy z lubością obserwuje jak znajomi komentują jego wyczyn ze studniówki. Jednak jak widzimy internetowa sława to broń obosieczna i w jednej chwili z obiektu podziwu można stać się pośmiewiskiem. Newsy rozchodzą się błyskawicznie i wydarzenie, które w dawnych czasach też byłoby powodem traumy, dzięki portalom społecznościowym rozprzestrzenia się szerzej, szybciej, a ślad po nim zostaje praktycznie na zawsze.
Desperacko szukając ucieczki i zrozumienia Dominik trafia na Sylwię, która wciąga go w tajemniczy świat przypominający gry MMO. Spotyka tu ludzi kryjących się za wymyślonymi przez siebie awatarami, tworzących własny, zamknięty dla przybyszów z zewnątrz świat z swoim kodeksem, zasadami i królową. W jednej ze scen wyrzucony członek "sali samobójców" (bo tak nazywane jest to miejsce), wykrzykuje co o tym wszystkim sądzi. Ludzie którzy tworzą sale, to życiowi nieudacznicy, przegrani, którzy za wspaniałymi awatarami szukają schronienia przed brutalną rzeczywistością, z którą sobie po prostu nie radzą. "Tutaj inwalida jest wielkoludem". Z drugiej strony w jednej z ostatnich scen matka Dominika będzie dziękować ludziom z sali za wsparcie dla syna.
Ocena autora, szczególnie społeczności MMO wydaje się dość surowa. Ucieczka od rzeczywistości nie prowadzi donikąd, a szukając zrozumienia u osób, o których nic nie wiemy stajemy się łatwym obiektem manipulacji.
Ogólnie film, choć zdecydowanie nie idealny, wart jest obejrzenia. Nie jest prosty w odbiorze, ale podejmuje aktualne tematy i nie pozostawia obojętnym. Tak więc zachęcam do komentowania i wpisywania własnych przemyśleń. Na koniec jeszcze punk rockowy, choć akurat nie Billy Talenta, kawałek który ze względu na tematykę od razu mi się z "Salą samobójców" skojarzył.
W "obronie" wątku rodziców - może prezentacja ich świata to próba udowodnienia, że dziecko się nie liczy, tylko ich życie? Natomiast niezadowolenie z kolejnych lekarzy to próba odnalezienia takiego, który powie, że dziecko jest zdrowe? Zapracowanym rodzicom kochających siebie (samych, nie nawzajem) nie jest na rękę posiadanie syna geja w dodatku z problemami psychicznymi.... Taką wersję potwierdza decyzja ojca o odcięciu kabla zamiast próby pomocy synowi.
OdpowiedzUsuńW obronie nieracjonalności zachowania Dominika - może jednak jest chory psychicznie i to doprowadza go do decyzji wzięcia tabletek?
Na mnie film wywarł ogromne wrażenie, chociaż ciężko mi uwierzyć w aż takie zatracenie się dla świata MMO (mogę to jedynie uzasadnić chorobą psychiczną bohatera, jakąś totalną depresją spowodowaną samotnością i brakiem wsparcia). W pierwszej chwili Książe robi wrażenie zepsutego i rozpieszczonego, ale cala jego historia wzbudza emocje i rodzi współczucie dla nieszczęśliwego i zagubionego chłopca.
Jednak zgodnie z tym co opisał Mr White, muszę przyczepić się do scenariusza: jak tu wierzyć że Dominik ma problem z pójściem do szkoły ze względu na swoją orientację, jak chłopaki bez oporów całują się na studniówce? Parę lat minęło od mojej studniówki, ale nie sądziłam, że jesteśmy aż tyle do przodu z tolerancją. A skoro tak, to w czym problem z homoseksualizmem Dominika? Coś tu nie gra...
@up:
OdpowiedzUsuńPrzecież to oczywiste, dlaczego Dominik nie miał oporów z pocałowaniem Aleksa na studniówce - wtedy faktycznie był Księciem. Był popularny, lubiany, wręcz modny; mam takich ludzi w szkole i wiem, że cokolwiek by nie powiedzieli, plebs wybuchnie śmiechem z orgiastycznym uwielbieniem.
Mr. White uważa, że homoseksualizm nie jest modny. Być może nigdy nie całował pan faceta po pijaku, być może - ja dziewczynę całowałam, nie z alkoholem we krwi, ale dla zwykłego fanu, i powiem szczerze, że choć jestem definitywnie hetero, mam chłopaka, którego kocham itd., to nie zawahałabym się pocałować dziewczyny.
Pocałunek z facetem a bycie gejem to dwie różne rzeczy. Dominik miał prawo załamać się, kiedy stracił kontrolę nad swoim życiem, i to przez kwestię najbardziej intymną z możliwych, bo przez swoją odmienną seksualność.
Dominik chyba był "gejem" z nudów, z chęci doswiadczenia czegoś nowego, tak naprawdę gejem nie był, nie widać tu bólu z powodu odrzucenia Alexa, ból jest z powodu odrzucenia społeczności fejsowej. Płaskie postaci rodziców, ich przerysowanie musi być zamierzone, nie wierzę by reżyser takiego filmu, tak cudnie opowiedzianego poległ na takiej prostej sprawie.
OdpowiedzUsuńTrochę symboliki iluminatów przemycił pan Komasa. Ciekawe, kto sponsoruje tego filozofa...
OdpowiedzUsuń