Osadzona w XIX wieku historia Solomona ukazując losy czarnoskórych niewolników, przeraża scenami przemocy, ich cierpienia. Jednak zestawienie w opowieści osób urodzonych w niewoli z bohaterem, który wie co znaczy być wolnym człowiekiem, kładzie nacisk na wolę walki o przetrwanie tego drugiego. Solomon, żyje nadzieją powrotu do utraconej rodziny, ma wspomnienia z wolnego życia i potrafi być bardziej zdeterminowany oraz znieść więcej, niż Patsey (Lupita Nyong'o), dziewczyna nieznająca innego życia niż niewolnicze.
Film dłuży się i wydaje się, że to celowy zabieg ukazania ciągnących się lat niewoli Solomona. Ejiofor jednak nie zachwycił mnie grą, z wciąż tym samym wyrazem twarzy, na skraju wściekłości i frustracji, ale z nieumierającą nadzieją na odzyskanie wolności. Swoją grą wzrusza Lupita Nyong'o, jednak nominacja do Oskara to w moim odczuciu przesada. Świetnie natomiast zagrał Fassbender w roli psychopatycznego i okrutnego Pana niewolników, którego mamy ochotę znienawidzić. Widzimy w nim człowieka, który wyżywając się na niewolnikach leczy swoje kompleksy i frustracje. Naprawdę wierzy w to, że czarnoskórych nie należy traktować jak ludzi, czego uzasadnienie znajduje nawet w Biblii, którą czyta swoim niewolnikom. Niemal wszyscy "biali" przedstawieni są w filmie jako bezlitośni oprawcy, a z uczuciami czarnoskórych nie liczą się przede wszystkim kobiety.
Reżyser zadbał o wymowność filmu. Okrucieństwo pokazane jest wprost - poprzez brutalne sceny karania niewolników chłostą, jak i symbolicznie np. w formie zakrwawionej koszuli bohatera, którą kiedyś dostał w prezencie od żony. Znaczące są także zdjęcia takie jak te przedstawiające piwnicę z niewolnikami na tle Kapitolu. Mam niestety wrażenie, że wiele scen zrobionych jest na siłę i film, zamiast przeszyć do cna, nuży. Przerost formy nad treścią powoduje, że historia Solomona chociaż bazująca na prawdziwym scenariuszu, nie zapadnie w pamięć. Dużo ciekawsza i również oparta na faktach, była historia, zaprezentowana także w tym roku, walki o równouprawnienie w "Kamerdynerze". Jednocześnie nie do końca przemawia do mnie pomysł na zaadaptowanie scenariusza. Chociaż rozumiem, że ktoś kto zaznał wolności, uwięziony cierpi niczym ptak w klatce, to jednak bardziej mnie porusza los osób takich jak Patsey, dziewczyny która nie ma i co więcej nawet nie może mieć żadnych nadziei, że kiedyś będzie wolna.
Historia, która twórcom filmu jest bliższa niż mnie, gdyż rodzima, na pewno warta jest obejrzenia. Prawdopodobnie "Zniewolony" otrzyma dużo statuetek, moim faworytem do Oskara jednak nie jest ani w kategorii najlepszego filmu, ani roli pierwszoplanowej, ani scenariusza adaptowanego ani nawet scenografii czy kostiumów. Na wyróżnienie zapracował w mojej opinii jedynie Fassbender.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz