Bohaterowie, a zwłaszcza chora na raka, lekomanka, seniorka rodu Violet (Meryl Streep) usprawiedliwiają swoje zachowania pochodzeniem i związanym z nim trudnym dzieciństwem. I faktycznie za sprawą dobrych zdjęć Osage przedstawione jest jako miejsce, w którym nic się nie dzieje, nie ma perspektyw, a lejący się z nieba żar potęguje to wrażenie.
Oczywiście, ponieważ film opowiada przede wszystkim o ludziach, ich lękach i pragnieniach, to w rękach aktorów spoczywa odpowiedzialność za autentyczność ich postaci. Dobra gra Meryl Streep, przejawiająca się przede wszystkim w tym, że naprawdę nie da się polubić granej przez nią postaci, sprawia, że losy rodziny stają się wiarygodne. Pomimo mojego wielkiego uznania i sympatii do aktorki muszę przyznać, że nie jest to jednak najlepsza rola Streep. Prawdziwy majstersztyk to dla mnie gra Julii Roberts, w roli córki Violet, walczącej z matką, a tak naprawdę ze sobą, dorosłej już kobiety. Doskonale ukazuje swoim zachowaniem piętno, jakie odcisnęło na jej bohaterce wychowanie w toksycznej rodzinie. Dojrzała Roberts niczym nie przypomina w filmie swoich ról z prostych komedii i można dostrzec jak bardzo rozwinęła się aktorsko od, nagrodzonej przecież Oskarem, roli Erin Brockovich. I pomimo grania u boku wielkiej gwiazdy, wcale nie zostaje w jej cieniu. Wręcz przeciwnie film należy bardziej do Julii niż do Meryl. Według mnie za "Osage Country" Roberts drugiego Oskara ma już w kieszeni.
Właśnie obejrzałam to ponure, rozhisteryzowane filmidło z kompleksem Dostojewskiego... Ideologia tego filmu? Ludzie to samo zło, wredni i zdradliwi. Rodzina to toksyczne bagno - lepiej zostań singlem. Dzięki za tą wersję człowieczeństwa... Fałszywa, szkalująca i podła
OdpowiedzUsuń