Nie wiem czy nie najmocniejszym punktem thrillera Wojciecha Kasperskiego “Na granicy” nie są przepiękne, pejzażowe zdjęcia bieszczadzkiej zimy. Żadne nie zapadają w pamięć jak te, na których małe, czarne ludzkie punkciki przedzierają się pomału przez wielkie, białe połacie zasypanych śniegiem połonin. Stanowią one również swoistą ramę reszty filmu. I tak jak dla bohaterów wielu westernów zamieszkałych gdzieś na pustkowiach prerii, tak dla naszych bohaterów, nagle pojawiająca się na horyzoncie postać oznaczać może tylko jedno: kłopoty.
Akcja “Na granicy” zawiązuje się niespiesznie. I choć wydaje się, że daje to dużo czasu na ekspozycję postaci, reżyser nie jest zainteresowany referowaniem nam ich życiorysów. Fragment dialogu, jakaś scena w nocy pozwalają nam domyślać się, dlaczego Mateusz opuścił straż, sugerują czemu jego relacje ze starszym synem Jankiem (Bartosz Bielenia) są dość napięte, ale z rozwojem akcji nie będzie nam dane zbliżyć się do postaci, pozostając do końca jedynie w roli podglądacza. Zasygnalizowany początkowo wątek rozwoju (leczenia?) relacji Mateusza z Jankiem, niestety nigdy nie doczekał się żadnej puenty.
Kasperski dość umiejętnie rozwija fabułę, podtrzymuje napięcie tak, że do końca nie wiemy, jak to się wszystko skończy. Niestety osiągnięte jest to w dużej mierze przez powierzchowne nakreślenie postaci, będących najsłabszym elementem filmu. Ich zachowania często wydają się nieracjonalne, jeśli nie wręcz głupie i nie śledzi się ich losów z przesadnym zainteresowaniem. Najbardziej jest to chyba frustrujące w przypadku postaci tajemniczego przybysza Konrada, granego, takie miałem wrażenie, niezbyt konsekwentnie przez Marcina Dorocińskiego. Trudno zrozumieć motywacje pchające go do kolejnych działań, na czele z nieoczekiwanym monologiem o stanie polskiej duszy.
Ogólnie "Na granicy" to przyzwoity thriller pozostawiający jednak pewien niedosyt, w którym najbardziej podobał mi się konsekwentnie budowany minimalistycznymi środkami (w filmie właściwie nie ma muzyki) klimat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz