"Życie Pi" od początku zachwyca stroną wizualną. Zróżnicowane barwy i kolory roślinności, zdjęcia, efekty specjalne - robią wielkie wrażenie, a komputerowo stworzone zwierzęta wyglądają jak żywe i nie dziwię się, że jego twórcy zgarnęli najważniejsze techniczne statuetki (oskary m.in. za efekty specjalne i zdjęcia). Warto zwrócić też uwagę, że film trochę czerpie z innych produkcji. Tonięcie statku przypomina sceny z "Titanica", są też pewne elementy przygodowe jak z "Cast Away". Pod względem rozmachu wygląda to jak perfekcyjna gra komputerowa i na pewno przebija w sposobie realizacji wspomniane przeze mnie produkcje.
Ang Lee porusza w swoim obrazie wiele wątków. Przede wszystkim na przykładzie Pi pokazuje, czym jest świadectwo wiary. Reżyser zadaje pytanie czy istnieje Bóg i czy pomimo przeciwności losu człowiek nie straci wiary. Pokazuje jak sobie radzić z samotnością i że główny bohater właśnie dzięki wierze poradził sobie w trudnej sytuacji. Na przykładzie przyjaźni z tygrysem uświadamiamy sobie, że tyle ile z siebie dasz, tyle zostanie ci zwrócone. Pi dba o Richarda Parkera, a ten ratuje mu później życie. Inny ciekawy wątek to sposób przedstawienia głównych bohaterów. Rodzina Pi to wegetarianie, przez to mają czystą duszę i są dobrymi ludźmi. Ciekawie w tym zestawieniu wypada na statku ich konfrontacja z kucharzem (kilkuminutowa rola Gérarda Depardieu - jak się później okaże - bardzo ważna dla fabuły), który jako osoba mięsożerna jest pokazana w sposób odrażający i negatywny. Nie do końca taki podział mnie przekonał, a już na pewno nie skłonił do porzucenia mięsa. Najbardziej wymowne w filmie jest jednak to, jak zachowanie zwierząt można odnieść do ludzkich postaw. I tak mordująca w szalupie inne zwierzęta hiena to "mięsożerny" kucharz, a opiekuńcza szympansica, to nie kto inny jak symbol troskliwej matki. Trzeba przyznać, że zostało to świetnie pokazane przez reżysera.
Aktorsko "Życie Pi" wygląda nieźle. Dojrzale gra Sharma, a Khan - wcielający się w jego postać kilkadziesiąt lat później - emanuje spokojem i ciepłem. Plusem obsady jest też to, że aktorzy grajacy Patela są do siebie podobni i przez to bardziej wiarygodni. Dlatego myślę, że Lee dobrze zrobił, że w ostatniej chwili zrezygnował z Tobey'ego Maguire'a w roli dojrzałego Patela, bowiem śmiesznie by to wyglądało, gdyby młody Hindus stał się nagle Amerykaninem.
Pomimo zawartych wielu ciekawych aspektów i motywów film potraktowałem bardziej jaką ładną bajkę z morałem, a nie jako historię, po obejrzeniu której mój światopogląd uległby jakimkolwiek zmianom, czy też stałbym się po nim mądrzejszy. Na pewno jednak doceniam bajkowy świat przedstawiony przez Lee i urokliwość filmu, chociaż wolę opowieści, które jestem w stanie bardziej odnieść dla siebie.
Zbyt proste, rozwiązania i prawdy podane jak na tacy. Ten film powinien by zrobiony zupełnie inaczej wg mnie: bardziej dla młodego widza, dziecka, być może jako familijny, z duzo mniejszą dawką " pseudofilozofii" w nawiązaniu do filozofii hinduskiej. Byc może wtedy sięgalibyśmy po niego częściej niż raz. Za drugim razem jest po prostu totalnie niestrawny.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń