Początek filmu wprowadza nas w realia zimnej wojny, gdzie szpiegów skazuje się na śmierć w męczarniach (jak chociażby spalenie żywcem w piecu). Później mamy spokojne przedstawienie postaci Kuklińskiego, jego życie osobiste, awanse zawodowe, wreszcie pierwsze kontakty z amerykańskimi służbami. Film tak na dobre rozpoczyna się właśnie od momentu współpracy polskiego oficera z CIA i z każdą minutą coraz bardziej wciąga.
Reżyser przedstawia Kuklińskiego jako patriotę, którego działania zapobiegły wybuchowi III wojny światowej. Pułkownik nie zdradził Ojczyzny tylko działał w stanie wyższej konieczności, szkodząc Rosjanom a nie Polsce - taki przekaz wynika z filmu. Kukliński w filmie to bohater, ale na miarę polskich realiów, a nie amerykańskiego herosa. Świadczy o tym kilka momentów, gdy pułkownik zachowuje się mocno niefrasobliwie (jak chociażby w znakomitej, humorystycznej scenie posiedzenia kadry oficerskiej, gdy "odkrywany" jest szpieg). Dodatkowo nie potrafi pogodzić szpiegowania z życiem rodzinnym. W realistycznym przedstawieniu postaci reżyser wzbudził jeszcze większą sympatię do "Jacka Stronga". Bo czy nie będziemy bardziej kibicować zwykłemu bohaterowi, a nie agentowi z gadżetami, który radzi sobie w każdej sytuacji?
Sama opowieść o Kuklińskim jest przedstawiona znacznie ciekawiej niż chociażby niedawna historia Lecha Wałęsy w "Człowieku z Nadziei" Andrzeja Wajdy, co w dużej mierze ma na pewno związek z interesująco ukazanym wątkiem szpiegowskim, który trzyma w napięciu. Pasikowski umiejętnie reguluje tempo i potrafi w odpowiednim momencie zaskoczyć widza nagłym zwrotem akcji. Bardzo precyzyjnie odtwarza przy tym realia, w których żyli główni bohaterowie (mieszkanie Kuklińskich, ulice czy bal sylwestrowy aż kipią siermiężnym komunizmem). Do atutów zaliczyć należy również niezły montaż, którego dobre efekty można szczególnie zauważyć w trakcie pościgu samochodowego i brawurowej ucieczki Kuklińskich z Polski. Minusem jest zbyt często serwowana patetyczna muzyka, której na początku filmu jest zdecydowanie za dużo.
Jak to w filmach Pasikowskiego - nie brakuje wyrazistych, męskich postaci i ciekawych ról. Marcin Dorociński, pomimo mojego sporego sceptycyzmu co do braku fizycznego podobieństwa do Kuklińskiego, gra znakomicie i swoją kolejną kreacją potwierdza, że obok Roberta Więckiewicza jest w tej chwili najlepszym polskim aktorem. Nie brakuje również innych dobrych ról, wśród których wyróżnić należy szczególnie Ireneusza Czopa w roli Mariana Rakowieckiego oraz Zbigniewa Zamachowskiego i Mirosława Bakę za komediowe role oficerów Gendery i Putka. Słowa pochwały należą się również Patrickowi Wilsonowi, grającego amerykańskiego agenta Daniela, który całkiem nieźle sobie poradził z językiem polskim (nie potrzeba było na szczęście polskiego dubbingu dla jego postaci). Dobrze zagrane i obsadzone są również role rosyjskich oficerów w osobach "twarzowego" Dimitri Bilova i demonicznego Olega Maslenikova. Słabiej wypadają za to panie, co jest jednak normą w przypadku filmów Pasikowskiego. Maja Ostaszewska jako żona Kuklińskiego gra w zasadzie tylko jedną, mocno zmęczoną miną, a jej histeryczna scena zazdrości (tak mocno lansowana w zapowiedziach przedpremierowych przez jedną ze stacji telewizyjnych) była zbyt przerysowana i kompletnie nie trafiła do mnie. Dagmara Domińczyk, jako agentka Sue, poza amerykańskim akcentem, również nie zapadła w pamięci.
Pasikowski zdaje egzamin jako twórca kina gatunkowego, bo po prostu zrobił dobry thriller szpiegowsko-polityczny. Czy stworzył przy tym historię odpowiadającą prawdzie? Myślę, że kwestię postawy Kuklińskiego najlepiej niech każdy oceni zgodnie z własnym sumieniem i wiedzą. Idąc na film oczekiwałem dobrej rozrywki i pod tym względem na pewno się nie rozczarowałem.
OdpowiedzUsuńDla mnie zdecydowanie lepszy początek filmu niż koniec,bardziej też podkreślenie wą-
tku sensacyjnego niż historycznego.Nie zgadzam się,że Dorociński fizycznie nie sprostał - Kukliński w podeszłym wieku to po prostu Dorociński (albo na odwrót).
Mam wrażenie,że tyle już się o tym filmie powiedziało,że po prostu już dość. A zbyt duża reklama może czasem szkodzić.
OdpowiedzUsuńBardzo udany moim zdaniem powrót Pasikowskiego po niepotrzebnym "Pokłosiu". Kawał historii opowiedzianej jak świetny thriller. Ocenę na ile zgodny z faktami, wydadzą pewnie kiedyś historycy. Ale odpowiednie dokumenty dostaną pewnie już nie za naszej kadencji.
OdpowiedzUsuń