Nie odkryję zapewne Ameryki, że to co podoba mi się w filmach tego reżysera, to przede wszystkim znakomite, błyskotliwe dialogi, świetnie zarysowane postaci i zawsze jasne i mądre przesłanie. Wszystko to czyni filmy Allena wyjątkowe i warte obejrzenia. "Poznasz..." - wzorem jego kilku ostatnich dzieł - ma miejsce w Londynie. Opowiada historię dwóch par w różnym wieku, które przechodzą kryzysy w swoich małżeństwach. Wszyscy bohaterowie są niespełnieni i poszukują swojego miejsca w życiu. Oczywiście aktorzy w filmach Allena są zawsze starannie dobierani przez reżysera. Nie inaczej było i tym razem. Zabawnie wypada w komediowej roli Anthony Hopkins, grający starszego pana, trochę późno przechodzącego kryzys wieku średniego (śmieszna scena z działającą z opóźnieniem Viagrą). Dobrze gra też para średniego pokolenia Naomi Watts - Josh Brolin (co prawda inny kolor włosów, ale nieco przypominał mi Nicka Nolte sprzed kilkudziesięciu lat). Chyba najlepiej wypada jednak - mało znana u nas - Gemma Jones - jako obłąkana żona bohatera granego przez Hopkinsa, wierzącą uparcie w absurdalne wróżby. Jest i Freida Pinto, która stanowi zawsze fantastyczny filmowy ozdobnik i mnie to w zupełności wystarcza. A dla pań pozostaje, będący w dobrej formie, Antonio Banderas.
Nie jest to tak błyskotliwa i śmieszna komedia, jak chociażby "Co nas kręci, co nas podnieca". Przede wszystkim przedstawione w nim opowieści nie są aż tak spójne, nie do końca się zazębiają, tak jak to było w poprzednim filmie Woody'ego. Trochę zabrakło mi też jasnego przesłania w zakończeniu. Allen pozostawia wszystkie wątki nie zamknięte, co pozostawiło u mnie poczucie niedosytu. Po obejrzeniu filmu pomyślałem jednak, że był to celowy zabieg. Bowiem ile razy jesteśmy pomiędzy jednym, a drugim etapem życia, żyjąc w niepewności co dalej, nie wiedząc do końca na czym stoimy? W takim właśnie etapie życia reżyser pozostawił swoich bohaterów. I jak zwykle stworzył inteligentną i przyjemną rozrywkę. Nie wybitną, ale wartą obejrzenia.
Mnie osobiście się ten film Allena niespecjalnie podobał. Kilka oklepanych już po tysiąckroć czy w filmie czy literaturze historii nie biegnących tak naprawdę donikąd. Szkoda czasu i wysiłku tylu niezłych autorów. Jedynym interesującym wątkiem, nadającym niejaki morał całej historii jest rzeczywiście historia starszej pani. Jeśli odkryjemy coś co daje nam szczęście, to nawet jeśli istnieje tylko w naszej wyobraźni warto się tego trzymać. Allen nie pokazuje tylko jak trudne może być zderzenie z rzeczywistością osób żyjących w ten sposób, ale jak widać nie o to mu chodziło.
OdpowiedzUsuń