czwartek, 31 stycznia 2013

Bogowie ulicy ****

Od jakiegoś czasu trwa moda na horrory w stylu "Paranormal activity", kręcone niby przez samych bohaterów filmu, domowymi sposobami. David Ayer, specjalizujący się w Hollywood w filmach o twardzielach, postanowił przeszczepić tą konwencję na grunt filmu policyjnego.

W filmie przez cały czas towarzyszymy dwójce młodych kozaków z policji Los Angeles. Jako, że zawsze musi być jakiś powód uzasadniający dlaczego bohaterowie kręcą wszystko wokół nich, akurat jeden z nich, Brian Taylor (Jake Gyllenhaal) realizuje projekt na popracowe zajęcia z kinematografii. Postanawia pokazać prawdziwe życie gliny z LA, filmując każdy krok swój i swojego partnera Mike'a Zavali (Michael Peña). Okolica, którą patrolują, znajduje się akurat w przełomowym okresie. Gangi latynoskie powoli wypierają te złożone z afro-amerykanów, coraz śmielej poczynają sobie na jej terenie meksykańskie kartele narkotykowe i nasi bohaterowie znajdą się w samym środku tego zamieszania.

"Bogowie ulicy" nie zaskakują w warstwie fabularnej. To dobrze napisana, ale jednak złożona z wielu klisz historia dwóch luzaków, twardzieli, których po prostu nie sposób nie polubić. Dorastali razem, jeden poznał już miłość swojego życia i spodziewają się dziecka, drugi jeszcze szuka. Jest kilka tanich wzruszeń, obowiązkowo surowy, ale kochający sierżant... Nic czego nie widzieliśmy wcześniej, nic czego byśmy się nie spodziewali. Niemniej wszystko to podane w nowej formie wydaje się świeże i autentyczne. Reżyser, w przeciwieństwie chociażby do autora nieszczęsnego "Sępa", trzyma się swojego pomysłu konsekwentnie i moim zdaniem udaje mu się wytworzyć złudzenie, jakbyśmy oglądali prawdziwy kawałek policyjnej roboty. Efektu nie psuje nawet to, że nagina trochę konwencję. Wiele ujęć jest z kamer, których bohaterowie nie mieli prawa trzymać, ale dzięki temu obraz nie męczy, widzimy więcej szczegółów, a narracja zyskuje na płynności. W tym że to wszystko ostatecznie zagrało duża również zasługa aktorów. Mimo że obsadzeni w raczej nietypowych dla siebie rolach (szczególnie Michael Peña, z czego zresztą na początku sam poniekąd żartuje), wypadli całkiem wiarygodnie.

By przypomnieć sobie film policyjny, który oglądałem z równą przyjemnością, musiałbym chyba sięgnąć aż do "Dnia próby", napisanego zresztą również przez Davida Ayera. "Bogowie ulicy", w przeciwieństwie do wielu ostatnich produkcji, pokazują policję w zaskakująco korzystnym świetle. Pozwalają docenić ciężką i rzadko przyjemną pracę zwykłych policjantów i mimo że czasami zbyt łatwo uderzają w patetyczne tony, to absolutnie jest to kawał solidnej rozrywki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz