"Praktykant" jako klasyczny "feel-good movie" nie wychodzi poza normy poprawnego hollywoodzkiego schematu. Role rozpisane w filmie, jak i wątek opierający się na starciu nowoczesności z tradycją, są łatwe do przewidzenia. I tak, z jednej strony mamy Jules, zabieganą bizneswoman, która nie ma czasu dla rodziny oraz Bena, uosobienie staroświeckości, dobrych manier i szarmanckości. To właśnie mężczyzna będzie mentorem w tej relacji, ponieważ uświadomi młodej szefowej, co tak naprawdę w życiu jest najważniejsze, stając się przy tym jej najbliższym przyjacielem i powiernikiem serca.
Czuć w filmie, że reżyserka Nancy Meyers jest zwolenniczką tradycji i ma sentyment do tego, co było kiedyś. Elegancki, taktowny i kulturalny Ben, ze swoimi dobrymi obyczajami i mocnym kodeksem wartości, szerzy (niczym francuska Amelia) dobro w realiach amerykańskiej korporacji. Emeryt nie tylko pomaga Jules, ale także edukuje swoich dużo młodszych kolegów z pracy, ucząc ich dobrych manier w relacjach z kobietami. Można powiedzieć, że na jego przykładzie reżyserka pokazuje jaki powinien być ideał prawdziwego mężczyzny. Ben, pomimo że nie do końca jest na topie, jeżeli chodzi o nowinki technologiczne, dzięki swojej klasie będzie miał zawsze przewagę nad dzisiejszymi wymuskanymi, wiecznymi chłopcami. Powinien być po prostu wzorem do naśladowania dla innych.
"Praktykant" ma zabawne momenty, które wywołują uśmiech na twarzy, ale jeśli ktoś chce się pośmiać do rozpuku, to tego nie uświadczy. Największą wadą filmu jest jego długość, 2 godziny to przynajmniej dla mnie o jakieś 30 minut za dużo. Szczególnie, że im bliżej końca, tym mamy do czynienia z coraz bardziej przewidywalnym, ckliwym zakończeniem.
De Niro dobrze wypada w roli pozytywnego bohatera. Widać, że to na tyle doświadczony i klasowy aktor, że prawdopodobnie byłby w stanie zagrać w sposób przekonujący nawet książkę telefoniczną. Jednak trudno w przypadku tego znakomitego aktora nie oprzeć się refleksji, że co najmniej od kilkunastu lat Hollywood nie potrafi zaoferować mu czegoś na miarę jego talentu i w tej chwili gra on w mało ambitnych projektach. Anne Hathaway wypada poprawnie, chociaż jej rolę równie dobrze mogłaby zagrać inna, mniej znana aktorka i nie widać by było różnicy.
Film Nancy Meyers określiłbym jako nieszkodliwą dla umysłu komedię obyczajową. W sumie nic wielkiego, ale w miarę udana, odprężająca rozrywka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz