niedziela, 28 czerwca 2015

Twarz anioła ***

Morderstwo Meredith Kercher z 2007 roku, angielskiej studentki będącej na Erasmusie w Perugii, jak i późniejsze procesy oskarżonej o nie Amerykanki Amandy Knox i jej włoskiego chłopaka, były szeroko relacjonowane w prasie światowej, również polskiej. Powstały na ten temat książki, nakręcono telewizyjne reportaże, każdy punkt widzenia został opowiedziany, kto chciał opinię sobie wyrobił. Jednak producenci filmowi jak widać uznali, że gawiedź tematem się jeszcze nie znudziła i w ten sposób w ręce reżysera Micheala Winterbottoma i scenarzysty Paula Viragha trafiła książka Barbie Nadeau “Twarz anioła”.

Stojąc przed dylematem, jak po raz kolejny opowiedzieć historię, którą znają już wszyscy, choć nadal nikt nie wie do końca co się wydarzyło, postanowili.... zrobić film o poszukiwaniu sposobu na opowiedzenie historii, którą znają już wszyscy, ale nadal nikt nie wie, co do końca się wydarzyło. I tak protagonistą uczynili znanego reżysera Thomasa Langa (Daniel Brühl), który jednak ostatni dobry film nakręcił już cztery lata temu, a i w życiu osobistym nie bardzo mu się aktualnie układa. Powierzona mu zostaje książka, mająca stanowić podstawę filmu, opowiadająca historię morderstwa studentki. W filmie studentka nazywa się Elizabeth, a do tragicznych zdażeń doszło w Sienie, ale dedykacja filmu pamięci Meredith nie pozostawia złudzeń o jakie wydarzenia naprawdę chodzi.

Thomas wyrusza do Włoch by śledzić ostatnie chwile toczącego się procesu. Dość szybko jednak orientuje się, że bardziej od samej sprawy ciekawi go międzynarodowe środowisko reporterów pracujących nad nią, a szczególnie seksowna autorka ksiażki (Kate Beckinsale). Jednak i te rozmowy, po początkowym oburzeniu na manipulacje mass mediów, nie okażą się wystarczającą inspiracją. Podczas gdy produkcyjna strona projektu (ukazana z lekkim przymrużeniem oka) będzie wyrażać coraz większe zniecierpliwienie brakiem postępów prac nad scenariuszem, nasz bohater w towarzystwie przypadkowo poznanej angielskiej studentki (Cara Delevingne) penetruje mroczne zaułki Sieny, umacniając się w przekonaniu, że jedyne co może uratować ten projekt, to mieszanka lektury “Boskiej komedii” Dantego z dużą ilością dostarczanej przez nos kokainy.

Trudno jest opisać strukturę “Twarzy anioła”. Paradokumentalne wstawki mieszają się z powstającymi w wyobraźni Thomasa kadrami przyszłego filmu, jawa z narkotycznym snem. Morderstwo jest tylko punktem wyjścia, jeśli doszukiwać się, co autorzy próbowali osiągnąć, trzeba by się było chyba odwołać do słów bohatera opisującego sens “Boskiej komedii” - podróż człowieka, który pod wpływem wydarzeń (w przypadku Dantego śmierć ukochanej Beatrycze, w przypadku Thomasa rozłąka z córką o tym samym imieniu przez separację z żoną) zagubił swoją drogę w życiu i stara się ją na nowo odnaleźć. Osobiście lubię styl Winterbottoma i seans mi się specjalnie nie dłużył (choć sceny z podskakującą na trawce Elizabeth i recytowanymi z offu fragmentami “Boskiej” to przesada nawet jak na mój gust), ale muszę przyznać, że do specjalnie odkrywczych wniosków odyseja Thomasa niestety nie prowadzi. Autorzy, skacząc z tematu na temat, na żadnym nie koncentrują się wystarczająco, by powiedzieć coś istotnego. Bo że Włochy to piękny kraj, a dobro dziecka powinno być dla rodzica priorytetem, większość ludzi wie bez chodzenia do kina.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz