sobota, 9 maja 2015

Ain't Them Bodies Saints **

Autorski film Dawida Lowerego “Ain't Them Bodies Saints” został bardzo życzliwie przyjęty na festiwalu w Sundance (nagroda za zdjęcia i nominacja do nagrody głównej), jak i zyskał dość szerokie uznanie światowej krytyki. Offowy kryminał-romans (tak podpowiadało imdb), cóż może być lepszego na piątkowy wieczór?

Fabuła filmu jest w równym stopniu skomplikowana, co zaskakująca. Chłopak - Bob (Casey Affleck) kocha dziewczynę - Ruth (Rooney Mara), dziewczyna kocha chłopaka. Razem trudnią się bliżej niesprecyzowaną działalnością przestępczą. Ona jest już w ciąży, gdy któryś ze skoków idzie nie tak. Nim się poddadzą, ona zdąży jeszcze postrzelić policjanta (Ben Foster). Do wszystkiego przyzna się on i pójdzie na bardzo długą odsiadkę. Ją, jak to się widać robi w USA z współwinnymi rozboju, puszczą wolno. Lata mijają, urodzi się ich córeczka, aż w końcu on ucieka z więzienia…

Z mojego wprowadzenia ktoś zapewne mógłby wyciągnąć wniosek, że film jest dość dynamiczny. Zdecydowanie nie. Jest jedna dość dynamiczna scena, dużo później w filmie i jest ona wyjątkiem od reguły. Akcja (jeśli można tak to nazwać) wygląda mniej więcej tak: ona myśli, on myśli, ona tęskni, on tęskni, ona cierpi, on cierpi i tak w kółko. Wydaje mi się, że celem autora nie było opowiedzenie jakiejś historii, tylko próba ukazania jak totalna może być tęsknota za drugim człowiekiem.

By to osiągnąć Lowery w najdrobniejszych detalach dopracował klimat filmu. Nagroda za zdjęcia w Sundance to nie był przypadek. Całość posiada spójny, wyraźny styl, kadry są trochę niedoświetlone, trochę monochromatyczne, potęgują depresyjny nastrój. Długie ujęcia, spokojna muzyka, osadzenie gdzieś w nostalgicznej rzeczywistości amerykańskiej prowincji lat siedemdziesiątych. Aktorzy pięknie wygrywają smutek, spokojnie cedząc słowa z zaciśniętych warg. Dlaczego więc już mniej więcej w połowie filmu, jeśli czułem za czymś tęsknotę to za tym, kiedy to się wreszcie skończy?

Ano najzwyczajniej w świecie autor zapomniał, że kręci film fabularny. Gdyby to było ćwiczenie studenckie, etiuda, krótki-metraż - bił bym brawa na stojąco i rozumiał zachwyty z porównaniami do Terrego Gilliama włącznie. Ale film fabularny trwa długo, samym klimatem trudno wypełnić 90 minut, trzeba widza jakoś wkręcić w to, co się dzieje na ekranie. Jak już wspomniałem wartka, interesująca akcja nie była celem Davida Lowerego. Niestety również ekspozycję praktycznie sobie odpuścił. O bohaterach nie wiemy praktycznie nic, a gdy z czasem dowiadujemy się więcej, coraz mniej ma to sensu. Nie chcę spoilerować, więc daruję sobie listę absurdów, ale jestem pod wrażeniem, ile może się ich znaleźć w tak prostej historii. Wszystko to sprawia, że ciężko sobie odpowiedzieć na pytanie, czemu właściwie miałbym się przejmować losem tych sztucznych filmowych postaci? I gdy już w końcu dochodzi do wielkiej, w zamierzeniu pewnie dramatycznej kulminacji, oszukiwałbym mówiąc, że czułem w tym momencie coś innego niż ulgę, że to już koniec.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz