sobota, 11 kwietnia 2015

Oculus ****

Rodzinna tragedia na jedenaście lat rozdzieliła rodzeństwo Russelów. Kaylie (Karen Gillan), trafiła do domu dziecka i całe swoje, z pozoru poukładane życie, budowała z misją przywrócenia dobrego imienia ojcu i bratu. Jest przekonana, że przyczyną zdarzeń, które kosztowały życie obojga ich rodziców jest niejasna siła tkwiąca w antycznym lustrze, dostarczonym do gabinetu jej ojca zaledwie kilka tygodni przed tragedią. Pracując w domu aukcyjnym, udało jej się odnaleźć je i wyposażona w masę nowoczesnych gadżetów gotowa jest stawić czoła mu raz jeszcze. Jej młodszy brat Tim (Brenton Thwaites), dziesięciolatek w chwili tragedii, spędził ostanie jedenaście lat zamknięty w zakładzie psychiatrycznym. Jego wizja tamtych wydarzeń, zracjonalizowana przez lata terapii bardzo różni się od tego, co pamięta Kaylie. By pokazać siostrze, że najwyższy już czas pozwolić odejść demonom przeszłości i starać się normalnie żyć dalej, da się namówić na pomoc w sprowadzeniu upiornego lustra do ich dawnego domu i ostateczną konfrontację…

“Oculus” Mike Flanagana należy do tego samego popularnego ostatnio nurtu horrorów co chociażby głośna “Obecność”. Istnieje obiekt, czy może szerzej przestrzeń, którą wzięła w posiadanie zła moc i niszczy życia wszystkich, którzy mają nieszczęście znaleźć się w jej bliskości. Choć Kaylie przytacza imponującą listę ofiar lustra (trzeba oddać twórcom, że mają poczucie humoru - śmierć z pragnienia w wannie), to w przeciwieństwie do “Obecności” źródło zła nie jest wyjaśnione. Nie jestem też pewny, czy do końca filmu udaje nam się poznać jego naturę. Już nawet zwyczajne lustro, choć niby tylko prezentuje odbicie rzeczywistości, w zależności od naszego nastroju potrafi ją zadziwiająco zniekształcać, ma przedziwną moc uwypuklania wad, grania na naszych kompleksach. Z czasem na ekranie pojawią się postacie przypominające upiory, ale czy naprawdę możemy wierzyć temu co widzimy?

Taka konstrukcja zła umożliwiła dość ciekawe poprowadzenie narracji. Z początku biegnie dwutorowo. Równolegle bierzemy udział w konfrontacji dorosłych Kaylie i Tima z lustrem, jak i poznajemy dokładnie zdarzenia sprzed jedenastu lat. Gdy akcja nabiera tempa oba wątki zlewają się w jedno, stajemy się podobnie zdezorientowani jak nasi bohaterowie i niepewność tego co stanie się dalej nie pozwoli nam zejść z krawędzi fotela aż do samego finału. Jeśli miałbym się czepiać, to pewnie uznałbym, że tuż przed kulminacją chaosu jest już zbyt dużo i zaczyna być irytujący… ale takie odczucie towarzyszyło mi góra przez minutę.

Podsumowując, myślę, że z czystym sercem mogę polecić dzieło Mike Flanagana fanom gatunku. Pomysł jest ciekawy i dobrze zrobiony, obsada choć może nie składa się z gwiazd, ale trzyma poziom. Nie ma tego co mnie osobiście w horrorach drażni najbardziej, czyli straszenia widza efektami dźwiękowymi. Jeśli się boimy, jest duża szansa, ze bohaterowie boją się jeszcze bardziej. Ponieważ lubię zagadki z kluczem, “Obecność” podobała mi się mimo wszystko bardziej, ale tak, twórcy zostawili sobie naturalną furtkę do nakręcenia sequela.


1 komentarz: