"Dzień kobiet" trafnie pokazuje nie tylko dramat jednostki, ale również inne patologie. I tak widzimy nitkę wzajemnych powiązań i zależności, gdzie kierownik jest szantażowany przez swojego zwierzchnika, a ten z kolei ma w zakładzie pracy swoich prześladowców. Piramida strachu ogarnia w "Motylku" zatem wszystkich. Sprawy związane z nadużyciami w pracy są może oczywiste dla wszystkich, ale w gruncie rzeczy polscy twórcy nie mieli wcześniej ochoty (odwagi?) zająć się tym tematem i pod tym względem chwała Sadowskiej, że ugryzła ten problem.
Rozterki głównej bohaterki, wręcz jej rozchwianie emocjonalne zostało dobrze pokazane przez Kwiatkowską, która zagrała z taką energią i zapałem, że w kilku momentach przypominała mi … Krystynę Jandę z "Człowieka z marmuru". Eryk Lubos również przykuł uwagę swoją grą i wydaje się być stworzony do roli szwarccharakterów w polskim kinie. Miło było też zobaczyć na dużym ekranie tak świetnych aktorów jak Grażyna Barszczewska czy Leonard Pietraszak, którzy dodali sporo ciepła swoim rolom.
Sadowska nie uniknęła błędów. Gdy główna bohaterka zaczyna walczyć o swoje, autorka wpadła w pułapkę nie do końca udanej publicystyki, która za bardzo przypomniała mi rozwiązania w polskich serialach. "Dzień kobiet" broni się jednak sprawną realizacją, jak najbardziej aktualną problematyką społeczną i przede wszystkim zaskakująco udanym aktorstwem Kwiatkowskiej.
Brak komentarzy:
Nowe komentarze są niedozwolone.