sobota, 11 maja 2013

Uprowadzona ****

Pamiętam jeszcze czasy magnetowidów, kaset VHS i namiętne oglądanie takich ówczesnych hitów jak "Comando" czy "Cobra". Filmy te były może mało odpowiednie dla 10-latka, ale za to w bardzo konkretny i zrozumiały sposób definiowały podstawowe zasady moralne i związany z nimi podział na dobro i zło. Główni bohaterowie odtwarzani przez Arnolda Schwarzeneggera i Sylwestra Stalone'a nie mieli ekstrawaganckich samochodów, gadżetów, nie zakładali szykownych garniturów. Nie byli specjalnie szarmanccy czy przystojni. Za to mieli to coś, co powodowało, że każdy z dzieciaków oglądających taki film, chciał być taki jak oni. Umieli się bić, strzelać, nie resocjalizowali przestępców, nie prowadzili z nimi intelektualnych rozmów. Za to jednym ciosem lub strzałem potrafili "rozwiązać problem" w postaci unicestwienia bandziora. Przez to byli niewątpliwie bardziej ludzcy niż wymyśleni później superbohaterowie o nadludzkiej sile czy też agenci specjalni z supernowoczesnymi gadżetami i pięknymi kobietami u boku. Produkcją, która nawiązała do tradycji tamtego - już nieco "oldskulowego kina" - stał się kilka lat temu film "Uprowadzona".

Bryan Mills (Liam Neeson), były agent służb specjalnych, rusza do Paryża, by ratować swoją 17-letnią córkę Kim (Maggie Grace) porwaną przez gang handlujący kobietami. Na ekranie mamy od początku zwartą akcję i sporo emocji. Bryan, za pomocą broni i gołych pięści, bezwzględnie rozprawia się kolejno ze swoimi przeciwnikami i aby odzyskać swoją córkę, idzie dosłownie po trupach do celu.

Neeson - aktor, który rozpoczynał swoją karierę od znakomitych kreacji dramatycznych w takich filmach jak "Lista Schindlera", "Nell" czy "Michael Collins", skierował się kilkanaście lat temu w stronę bardziej komercyjnych przedsięwzięć. Udział w takich flmach wychodzi mu raz lepiej, raz gorzej. W "Uprowadzonej" świetnie się sprawdził w roli ojca, który nie cofnie się przed niczym, aby tylko odzyskać córkę. Byłem szczególnie pod wrażeniem scen walk z jego udziałem, gdzie wypadał równie przekonywująco jak w momentach nieco bardziej dramatycznych, kiedy musiał po prostu "grać twarzą", żeby pokazać emocje swojej postaci. Dobrą robotę wykonał też francuski reżyser Pierre Morel, który sprawnie połączył kino lat 80. i 90., nadając filmowi dodatkowo błysk i dyanamikę nowoczesnego kina akcji - co było widoczne szczególnie w scenach walk. Scenariusz Luca Bessona i Roberta Marka Kamena nie jest może największym atutem "Uprowadzonej", ale trzyma solidny poziom znany z twórczości Bessona. Na pewno dużym plusem są kwestie głównego bohatera wypowiadane wobec kolejno eliminowanych przeciwników - dało się tu wyczuć inspiracje takimi twardzielami kina akcji, jak wspomniany już przeze mnie Schwarzenegger czy Clint Eastwood.

Myślę, że film dla osób, które darzą sentymentem kino sensacyjne sprzed kilkudziesięciu lat będzie stanowił fajną rozrywkę i dobrze spędzony czas. Ja się w każdym razie nie nudziłem i do końca śledziłem w napięciu losy głównych postaci.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz