Albert (w tej roli sam reżyser) nie odnajduje się w rzeczywistości Zachodu, a obowiązujące tam zwyczaje typu pojedynkowanie się, to naprawdę zajęcia nie dla niego. Wręcz gardzi takim światem i zupełnie do niego nie pasuje. Co ciekawe, znajduje wspólny język z Anną (Charlize Theron), żoną najbrutalniejszego gangstera i mordercy, Clincha (Liam Neeson).
Postać grana przez Setha MacFarlane nie jest jakoś wyjątkowa. Ot, trochę ciapowaty chłopak, ciężko doszukiwać się zatem kunsztu aktorskiego. U jego boku słodka Amanda Seyfried (kapryśna dziewczyna Alberta) i całkiem interesująca Charlize Theron, której do twarzy w kowbojskim kapeluszu i która idealnie pasuje na żonę bandyty. Ale zdecydowanie najlepsza rola w filmie to Clinch, Neeson jako czarny charakter sprawdza się w stu procentach. Mimo że występki kryminalisty, tak jak wszystko, pokazane są w filmie z przymrużeniem oka, to Clinch na pewno jest postacią, której nie chcielibyśmy zaleźć za skórę jak to uczyni główny bohater.
Jeśli kogoś bawiły żarty "Teda" i tutaj uśmieje się do łez. Sceny są czasem tak głupie, że aż śmieszne. Historyjka jest całkiem banalna, raczej nie zapadnie w pamięć na długo. Jednak chyba po to oglądamy czasem proste komedie, by tylko się rozerwać. A niestety rzadko udaje mi się ostatnio obejrzeć coś po prostu zabawnego. Zatem jeśli nabierzemy dystansu do filmu, to możemy pośmiać się z dzikiego Zachodu, z miską chipsów na kolanach i piwem w ręku. Krytycy w kapciach czasem tak właśnie lubią spędzać wieczory;)
Byłam w kinie i mimo, że nic super to nie żałowałam :)
OdpowiedzUsuń