wtorek, 2 października 2012

Jesteś Bogiem ****

Nie jestem fanem hip-hopu i nie stałem się nim po obejrzeniu "Jesteś Bogiem". Obraz ten jednak zapunktował mi na pewno samym tematem. W Polsce filmy biograficzne o muzykach można policzyć na palcach jednej ręki, a i tak zostanie kilka palców. Z wcześniejszych tego typu produkcji kojarzy mi się tylko "Skazany na bluesa". O ile jednak tamten film był momentami nieznośnie filozoficzny, to "Jesteś..." jest bardzo prosty w odbiorze, konkretny i trafiający w mój gust.

Historia zespołu hip-hopowego Paktofonika opowiedziana przez Macieja Pisuka od początku wciąga, co w głównej mierze jest zasługą trzech głównych aktorów. Maciej Kowalczyk (Piotr Łuszcz "Magik"), Tomasz Schuchardt (Wojciech Alszer "Fokus") i Dawid Ogrodnik (Sebastian Salbert "Rahim") grają bardzo realistycznie, nie emanują nadmiarem przekleństw i - co ważne - sami wykonując utwory Paktofoniki, są niesamowicie wiarygodni. I patrząc na nich na scenie mam wrażenie, jakbym oglądał i słuchał oryginalnych członków składu.

Świat głównych bohaterów nie jest ukazany w sposób kolorowy, ale też nie ma przesady z kreowaniem nizin społecznych. Katowice - miasto działań trzech głównych bohaterów - jest szare, codzienne i zwykłe. Jest normalność, bez skrajności w jedną czy drugą stronę. Przyszli muzycy wywodzą się z przeciętnych rodzin, w których jednak nie ma pokazanej biedy czy patologii. Myślę, że reżyser Leszek Dawid chciał w ten sposób ukazać, że hip-hopowcy to normalni ludzie, a nie chuligani czy przestępcy. Warte podkreślenia jest to, że cały film jest podparty niezłym rzemiosłem realizatorskim, scenografią i zdjęciami.

Filmowi stawiam jednak pewien podstawowy zarzut - słabe odzwierciedlenie faktycznej historii zespołu. Historia jest oparta na faktach, co od razu jest wyjaśnione na samym początku, więc miałem prawo tych faktów oczekiwać. Tymczasem Paktofonika jest przedstawiona jako zespół, w którym Fokus czy Rahim wyglądają i zachowują się przy Magiku jak dwójka niedoświadczonych "łepków", którzy dopiero uczą się hip-hopu. To rzecz jasna nie było prawdą, bowiem chłopcy byli już znani w podziemiu przed powstaniem Paktofoniki. Ale skoro prawdziwi bohaterowie zgodzili się na taki podział swoich ról w filmie, to nie będę się wgłębiał w sposób ich przedstawienia na samym początku.

Najbardziej zawiodła mnie jednak słabo rozwinięta historia samego Magika. Nie wiem czy to na wyraźne życzenie rodziny lidera Paktofoniki, czy też świadomy zabieg twórców, mający na celu skupienie się bardziej na zespole niż problemach osobistych Łuszcza, ale w filmie zabrakło jego wątku związanego z uniknięciem służby wojskowej i w związku z tym udawaniem schizofrenii. Wątku ważnego, bo według wielu kluczowego dla losu Magika. Nie do końca też zrozumiałem motyw związany z jego relacjami z menedżerem zespołu - Gustawem (po raz kolejny świetny, śmieszno-tragiczny Arkadiusz Jakubik). Bohater Jakubika jakby próbował być ojcem dla Magika, wydzielając mu zarobione pieniądze. Można się zastanawiać czemu właściwie aż tak skupia się na Łuszczu (w końcu ten ma ojca i ich relacje układają się dobrze) i zgrywa surowego sędziego. Wątek ten nie został wyjaśniony.

Film nie jest wybitny, ale na pewno jest warty obejrzenia przez wszystkie osoby, które lubią dobre kino bez nadmiaru polskich gwiazdek i chcą sobie przypomnieć czasy sprzed blisko 15 lat. Jeśli ktoś chciał poczuć klimat Polski tamtych lat, posłuchać dobrej muzyki i nieco "odchamieć" po polskich komediach, to na pewno nie będzie zawiedziony po tym filmie. Nawet jeśli hip-hop, to nie jest muzyka jego marzeń.



1 komentarz: