niedziela, 18 maja 2014

Dzień kobiet ****

Halina Radwan (Katarzyna Kwiatkowska), pracownica sieci handlowej "Motylek", zostaje kierownikiem sklepu. Początkowo wszystko układa się po jej myśli. Kobieta otrzymuje podwyżkę, przeprowadza się do nowego mieszkania. Wkrótce jednak okazuje się, że nie jest tak wesoło. Halina jest szantażowana przez przełożonego (Eryk Lubos) i aby utrzymać się na stanowisku musi zwalniać ludzi, łamać kodeks pracy. Jest to dopiero początek lawiny nieszczęść, które na nią spadają…

Film od początku zaskakująco dobrze się ogląda. Reżyserka i scenarzystka Maria Sadowska (ponoć piosenkarka i jurorka jednego z muzycznych programów) nie koloryzuje i nie dramatyzuje. Tworzy za to dosyć realny obraz, w którym rzeczywistość nie jest biało-czarna, a wszyscy bohaterowie mają coś "za uszami" i nie są jednoznaczni. Dobrze to jest pokazane na przykładzie głównej bohaterki. Halina z jednej strony jest przedstawiona jako osoba naiwna, beztroska i lojalna wobec koleżanek, ale jak trzeba, to potrafi zwolnić jedną z pracownic, będąc nie do końca wobec niej fair. Wszystko to po części uzasadnione jest strachem przed zwolnieniem z pracy, ale też nietrudno zauważyć, że awans zawodowy Radwan spowodował u niej zanik ludzkich odruchów, zasad moralnych, poczucia sprawiedliwości. Dopiero w momencie represji ze strony szefa i strachu o siebie Halina zaczyna rozumieć, że nie zachowywała się do końca w porządku.

"Dzień kobiet" trafnie pokazuje nie tylko dramat jednostki, ale również inne patologie. I tak widzimy nitkę wzajemnych powiązań i zależności, gdzie kierownik jest szantażowany przez swojego zwierzchnika, a ten z kolei ma w zakładzie pracy swoich prześladowców. Piramida strachu ogarnia w "Motylku" zatem wszystkich. Sprawy związane z nadużyciami w pracy są może oczywiste dla wszystkich, ale w gruncie rzeczy polscy twórcy nie mieli wcześniej ochoty (odwagi?) zająć się tym tematem i pod tym względem chwała Sadowskiej, że ugryzła ten problem.

Rozterki głównej bohaterki, wręcz jej rozchwianie emocjonalne zostało dobrze pokazane przez Kwiatkowską, która zagrała z taką energią i zapałem, że w kilku momentach przypominała mi … Krystynę Jandę z "Człowieka z marmuru". Eryk Lubos również przykuł uwagę swoją grą i wydaje się być stworzony do roli szwarccharakterów w polskim kinie. Miło było też zobaczyć na dużym ekranie tak świetnych aktorów jak Grażyna Barszczewska czy Leonard Pietraszak, którzy dodali sporo ciepła swoim rolom.

Sadowska nie uniknęła błędów. Gdy główna bohaterka zaczyna walczyć o swoje, autorka wpadła w pułapkę nie do końca udanej publicystyki, która za bardzo przypomniała mi rozwiązania w polskich serialach. "Dzień kobiet" broni się jednak sprawną realizacją, jak najbardziej aktualną problematyką społeczną i przede wszystkim zaskakująco udanym aktorstwem Kwiatkowskiej.



Brak komentarzy: