"Histeria" rozgrywa się w mrocznych czasach, gdy medycyna taka jak ją znamy dziś dopiero się rodziła, istnienie zarazków i potrzeba higieny była tylko teorią, zaś podstawowymi kuracjami było przykładanie pijawek i upuszczanie krwi. W takich oto czasach, nasz główny bohater Mortimer, młody, bardzo na czasie lekarz o wielkim poczuciem misjim wylatuje z kolejnego już szpitala przez swą niepokorność i uporczywe lansowanie nowinek tupu mycie rąk. W poszukiwaniu zatrudnienia kieruje swoje kroki do prywatnego gabinetu, który zajmuje się leczeniem przypadłości trapiącej połowę żeńskiej populacji Londynu tamtych lat czyli tytułowej histerii. Tak zaczyna się, podobno oparta na faktach, historia, która doprowadziła w końcu do wynalezienia niewątpliwie przełomowego wynalazku, jakim okazał się wibrator.
Hmm dalej streszczać nie mam zamiaru, jak ktoś chce poznać fabułę przed obejrzeniem, to polecam zamieszczony pod spodem trailer. Scenarzyści ciekawie splatają kwestie emancypacji kobiet z historia wynalezienia wibratora. Jest również obowiązkowy wątek miłosny (chyba wszyscy od pierwszej sceny gdy się pojawiają wiedzą, którą siostrę wybierze ostatecznie nasz poczciwy Mortimer). Inscenizacja jest dopracowana, kostiumy z epoki pięknie. Aktorzy nie zawodzą, wyróżnić można uroczą Maggie Gyllenhaal w roli młodej socjalistki i Ruperta Everetta jako ekscentrycznego lorda-wynalazcę.
Ogólnie sympatyczna komedyjka, może jak na mój gust odrobinę jednak przesłodzona, skłaniająca do refleksji, jak bardzo rozwinęła się nasza cywilizacja na przestrzeni niewiele większej niż wiek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz