"Niewierni" to zbiór dziewięciu nowel, których wspólnym mianownikiem jest niewierność facetów. Większość z nich jest utrzymana w bardzo luźnej i żartobliwej formie. Dwie z nich są nieco poważniejsze. Pomysł na fabułę zdawał się być zatem ciekawy, bowiem z tematu zdrady można zawsze zrobić coś - jeśli nie interesującego czy intelektualnego - to przynajmniej zabawnego.
Film zrealizowało aż ośmiu reżyserów i pięciu scenarzystów, co jest chyba rekordem świata (myślę, że nawet "Przeminęło z wiatrem" nie miało aż tylu twórców ;). Wyszły z tego, co najwyżej może dwa skecze, które były śmieszne. Reszta to wyjątkowo toporne (z)gagi, w których przeplatają się mało wyrafinowane żarty sytuacyjne dotyczące seksu. A już końcówka filmu, gdzie dwóch głównych bohaterów jest ucharakteryzowanych na plakatach niczym Sacha Baron Cohen ze swoich "słynnych" filmów - to już kpina. Dwie ambitniejsze historie - wątek z mężczyzną zakochanym w młodej dziewczynie, dla której zdradza swoją żonę oraz historia małżeństwa, które postanawia wyznać sobie po latach gorzkie żale i tajemnice sypialni - pasują do reszty filmu jak pięść do oka. Szczególnie w tej drugiej opowieści chciano chyba postawić na inteligentniejsze dialogi rodem z filmów Woody'ego Allena, ale cóż... Po prostu nie udało się.
Co twórcy filmu chcieli wyrazić w większości tych historii? Dobre pytanie. Chyba po prostu pokazać, że monogamia jest nudna i wyśmiać filmy, w których istnieje romantyczna miłość, a zdrada jest karana. Wskazać, że ludzie często żyją w zakłamaniu, dusząc prawdziwe uczucia i emocje. Szkoda tylko, że zostało to przedstawione w tak słabym stylu i wyszedł z tego ciężkostrawny bigos.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz