niedziela, 17 stycznia 2016

Zjawa ****

Historia oparta na powieści Michaela Punke. Akcja toczy się w 1823 roku na terenach dziewiczych i niebezpiecznych Gór Skalistych. Hugh Glass (Leonardo Di Caprio) to traper, który zaciąga się do oddziału kompanii. Po jednej z wędrówek nasz bohater zostaje mocno poturbowany przez niedźwiedzia grizzly i zostawiony na pastwę losu przez swoich dwóch towarzyszy - Johna Fitzgeralda (Tom Hardy) oraz Jima Bridgera (Will Poulter). Glass poprzysięga zemstę.

O Glassie wiemy niewiele. Sam bohater jest tajemniczy i skryty. Wiemy tylko, że był związany z Indianką, z którą ma syna Hawka i która została zamordowana przez amerykańskiego oficera. Jego syn towarzyszy mu w wyprawie i widać, że jest mocno związany z ojcem.

Najważniejsza w filmie jest zemsta. To ona determinuje Glassa. I w momencie, kiedy zostaje on zostawiony przez towarzyszy, to właśnie zemsta dodaje bohaterowi sił, wręcz się nią żywi i dzięki niej jest w stanie przetrwać najgorsze chwile.

Jeśli Di Caprio w końcu nie dostanie Oskara, to nie wiem już jak daleko będzie musiał się posunąć w następnych filmach, aby otrzymać tą statuetkę. Rola w "Zjawie" nie jest jego najwybitniejszą, bo też sam film nie jest arcydziełem, ale fizyczne poświęcenie dla roli robi wrażenie. Jego kreacja to całkowite przeciwieństwo nadmiernego efekciarstwa w grze i wyglądu Jordana Belforta w "Wilku z Wall Street". Tutaj Di Caprio ma blizny, jest zarośnięty i wygląda jak prawdziwy traper. Jego bohater jest wyciszony i nie wypowiada za wielu kwestii (te najambitniejsze są wyrażane w narzeczu Indian). Jednak mimiką twarzy i ciałem dobrze oddał emocje, które pozwalają uwierzyć widzowi w jego cierpienie, nie tylko fizyczne. Na pewno potrafił przykuć uwagę swoją oszczędną, ale sugestywną grą. Równie dobry jest Hardy, grający chyba najbardziej obleśnego typa, jakiego się dało. Gdyby przyznawać aktorom oskary za głos, to podejrzewam, że Hardy miałby już kilka statuetek na swoim koncie. Bardzo dobrze spisuje się też drugi plan, z Domhnallem Gleesonem oraz Willem Poulterem na czele.

Co jest atutem "Zjawy" oprócz gry aktorskiej? Niewątpliwie znakomite zdjęcia (czyżby trzeci Oskar z rzędu dla Emmanuela Lubezkiego?) i sposób kadrowania świetnie oddają ponury, dziki klimat Gór Skalistych i zarazem tworzą nastrój pewnego rodzaju mistycyzmu oraz bajkowości (czasami miałem wrażenie jakbym oglądał kolejną część "Władcy Pierścienia"). Jeśli do tego dodamy bardzo realistycznie nakręconą walkę z niedźwiedziem, to pod względem technicznym film jest naprawdę piękny. Inarritu, po "Birdmanie", kolejny raz udowadnia, że potrafi chyba najlepiej na świecie dopieścić każdy detal, niuans, który daje poczucie, że ogląda się coś wielkiego.

Niestety najsłabszy w filmie jest scenariusz. Jak sobie przypomnę genialną, wielowątkową fabułę w "Amores Perros" to żałuję, że Meksykanin od tego czasu nie stworzył nic na miarę tamtego arcydzieła. Tutaj z pewnością był nieco ograniczony przez książkę Punke, bo zemsta głównego bohatera to historia w kinie wałkowana w wielu filmach. I Inarritu razem z Markiem L Smithem nie wykraczają pod względem fabularnym poza ramy zwykłej banalności. "Zjawa" momentami nuży, a niektóre sny na jawie Glassa i pojawianie się w nich jego żony jako zjawy niepotrzebnie wydłużają i tak już długi (2h i 36 minut) film.

Myślę, że "Zjawa" ma olbrzymie szanse na zdobycie oskarów w kategoriach technicznych i aktorskich. Natomiast ciężko mi sobie wyobrazić, aby ten film został uznany za najlepszy, bo do tego miana trochę mu jednak zabrakło.



5 komentarzy:

  1. Oto moje przemyślenia/wrażenia po obejrzeniu filmu. Aby cokolwiek napisać o filmie należy wcześniej rozbić monolit jakim zazwyczaj jest film na jego główne części składowe to jest fabuła, gra aktorska i reżyseria. Inaczej nie sposób cokolwiek napisać o tym filmie, no chyba że krótko - słabo i szkoda czasu. 1. Zacznę od fabuły. Niestety jest ona bardzo słaba i w zasadzie jest bardzo zaskakujące, że w ogóle film powstał. Jest tak szablonowa, że nawet streszczenie jej w kilku słowach nie zaszkodzi tym, którzy zamierzają obejrzeć film. Zima główny bohater zostaje mocno poturbowany przez niedźwiedzia. Przeżywa lecz jego stan jest bardzo ciężki, wręcz agonalny. Koledzy chcą go za wszelką cenę utrzymać przy życiu. Po jakimś czasie staje się ciężarem dla niedobitków pozostałych po potyczce z Indianami. Pada decyzja o pozostawieniu człowieka w lesie na pastwę losu. Ten na przekór wszystkiemu przeżywa i na koniec zabija głównego sprawcę swojej niedoli, a także zabójcę bliskiej osoby. Czy jest coś w tym zaskakującego? Absolutnie nie. 2. Aktorstwo - Di Caprio dobrym aktorem jest i basta. Lecz obsadzenie go w głównej roli w "Zjawie" jest koszmarną pomyłką. To jest aktor, który przyzwyczaił nas do odgrywania ról błyskotliwych gości. Dlatego pomimo, iż Leo bardzo się stara, każdy jego grymas cierpienia i ruch na ekranie wydaje się nienaturalny i sztuczny. Di Caprio po prostu nie jest w tej roli przekonywujący a wręcz nawet odpychający. Wprawne przewracanie oczami i powłóczyste spojrzenia niestety nie sprawdziły się w wykonaniu Leonarda. 3. Reżyseria filmu wypadła przeciętnie. Nie jest ani źle ani dobrze. Jest normalnie. Co więc sadzę o filmie? Film jest nie tyleż słaby, co nudny i o niczym. Nie ma w nim nic, co pozostanie na dłużej w pamięci. Owszem, można tu mówić o walce człowieka z naturą, o prawdziwym obliczu walki białych z Indianami lecz czy ja wiem - czy to są aż tak bardzo nośne i chwytające tematy, aby nas Europejczyków poruszyły? My to już widzieliśmy w Robinsonie Crusoe! Myślę, że to jest film kierowany bardziej do Amerykanów niż do widowni europejskiej. Staremu kontynentowi zabraknie zrozumienia dla istoty tego filmu, czegoś w rodzaju "a wiesz Ty wnuczku, ja w czasie I wojny światowej jadłem w okopie koty, bo taki był głód". O takich rzeczach w podręczniku nie piszą. Podsumowując. Film do obejrzenia lecz jeśli ktoś ma w zapasie alternatywę na inne spędzenie 2.5 godziny, to może warto z niej skorzystać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fabuła nie musi być skomplikowana by stworzyć piękny obraz. Ja jestem pod wrażeniem tego filmu w każdym jego aspekcie - zdjęć, aktorstwa, klimatu, muzyki. Absolutnie polecam. Nie żałuję ani minuty spędzonej w kinie.

      Usuń
  2. Zgadzam się z przedmówcą.... Niestety, film przerekamowany!! Jedynie zdjęcia i montaż to praca warta nagród....

    OdpowiedzUsuń
  3. no tak ale drugie dno... rzeczy


    zeby moc cokolwiek powiedziec o filmie monolicie trzeba go rozkawalkowac obrocic o 180 potem 360. 520. stopni zrozumieć wszelkie możliwe przypadki kwantowe a dopiero poznie probowac coś powiedzieć

    OdpowiedzUsuń