środa, 27 sierpnia 2014

Magia w blasku księżyca ***

Najnowszy film Woodego Allena jest dziełem zdecydowanie lżejszym niż ostatni przygnębiający dramat "Blue Jasmine" . "Magia w blasku księżyca" to komedia, jednak przepełniona rozważaniami o charakterze metafizycznym. Kontemplacje na temat występowania zdarzeń niewyjaśnionych przez ludzki umysł prowadzi Stanley (Colin Firth), znany na całym świecie iluzjonista. Przekonany o tym, iż magia to tylko sztuczki, staje przed wyzwaniem zdemaskowania organizującej seanse spirycystyczne medium Sophie (Emma Stone).

Czy istnieje magia? Czy ludzie są w stanie dokonywać czynów wykraczających poza to, co jest w stanie zrozumieć nasz logicznie myślący umysł? A jeśli tak, to czym są spowodowane zdolności nadprzyrodzone? A może przeciwnie, każdy jest kowalem własnego losu, aż do śmierci, po której nastaje nicość? Zestawienie Stanleya, którego światopogląd świetnie wpisuje się w filozofię Nietzsche'go i przewidującej przyszłość, kontaktującej się z duchami Sophie to mieszanka wybuchowa. Ma ona wzbudzić ciekawość widza, czy Stanley zadrwi z wizjonerki, gdyż ezoteryka nie istnieje, czy też odmieni swoje życie i uwierzy w zjawiska niewyjaśnialne, właśnie dzięki Sophie. Tym samym intrygujące jest co miał na myśli sam Woody Allen wkładając w usta Firtha słowa pełne wątpliwości dotyczących istnienia Boga. Zamienił agnostycyzm na wiarę, czy może oszuka nas swoją historyjką i powie, że cudów nie ma? Czy może chociaż pomiędzy, stanowiącymi istne przeciwieństwa, bohatarami znajdzie się miejsce ma magię miłości?

Rozmyślania na temat istnienia zjawisk nadprzyrodzonych w wydaniu sceptycznego Stanleya, wypowiadane przez posługującego się piękną mową angielską Firtha, stanowią główny atut filmu. Kolejnym jest piękna sceneria południa Francja, klimat lat 20' i jazzowa muzyka. I na tym kończą się plusy. Chociaż Sophie czaruje urodą i swoimi niebywałymi umiejętnościami, to Emmę Stone przyćmiewa główna rola męska. Według mnie zarówno kunszt aktorski Collina Firtha to dużo wyższa półka, jak i grany przez niego Stanley jest dużo ciekawszą postacią, co sprawia, że między bohaterami nie iskrzy. Chociaż spekulacje na temat wiary w coś lub jej zaprzeczenia stanowią główny motyw filmu, to myślę jednak, że nie jest w stanie zaburzyć wypracowanego światopoglądu widza. Kto jednak lubi pełne monologów scenariusze Allena powinien być zachwycony, kto uważa, że są przegadane, może usnąć.

Średnia ocena nie wypada najgorzej, ale film raczej nie zapadnie w pamięć. Pewnie na próżno oczekiwać, że nowe filmy dorównają "Annie Hall" czy innym starszym produkcjom Allena, ale nawet zestawiając komedię z ostatnimi realizacjami ciężko się zachwycić. Film pozostaje bowiem w tyle za cudami, które działy się o północy w Paryżu, szaleństwem Vicky i Cristiny w Barcelonie, czy nawet chaosem i frustracjami "Zakochanych w Rzymie". W blasku księżyca jest dowcip, zagadka i urok, ale nie ma chyba jednak magii.

1 komentarz: