wtorek, 5 listopada 2013

World War Z **

Brad Pitt kontra zombie - tak można w skrócie określić "World War Z", który w letnim okresie tego roku gromadził sporą publikę przed ekranami kin. Pomimo pewnej dozy sceptycyzmu (mam lekki przesyt amerykańskich superprodukcji, które służą wyłącznie do nabijania kasy producentom), ze względu na niezłe opinie recenzentów, postanowiłem zaryzykować i obejrzeć ten horror.

Gerry Lane (Pitt) to były śledczy ONZ, który wycofał się z zawodu i pędzi spokojne życie z rodziną. Pewnego razu Lane i jego rodzina wpadają w uliczny korek, który okazuje się nie być zwykłą uliczną blokadą. Na niebie słychać policyjne śmigłowce, po ulicach krążą policjanci na motocyklach, a miasto pogrąża się w chaosie. Co gorsze, ludzie zaczynają się zachowywać irracjonalnie, wzajemnie się atakując. Okazuje się, że wszystko to kwestia wirusa, który zamienia zdrowych ludzi w krwiożercze zombie. Lane i jego rodzina mają nie lada problem...

Początek filmu według filozofii reżysera Marca Forstera miał chyba stanowić "hitchcockowskie trzęsienie ziemi", bo główni bohaterowie od razu muszą się zmierzyć ze sporymi trudnościami i wyzwaniami, a widz kurczowo trzymać się fotela. Wstęp faktycznie to gwarantuje, ale później jest już gorzej. Film staje się schematyczny i trudny gatunkowo do określenia. Jak na horror - zombie bardziej śmieszą niż straszą, a jak na film katastroficzny - nie ma wielkiego napięcia (poza wspomnianym przeze mnie początkiem i późniejszymi scenami z samolotem pasażerskim).

Niewiele lepiej jest również pod względem samej fabuły. Wprowadzenie bohaterów, którzy wydawali się być ważnymi postaciami dla dalszej części historii, by później ich dosyć szybko i bezsensownie uśmiercić, czy wątek wybudowania muru obronnego w Izraelu, mającego chronić przed zombie - to absurdy, które obniżają wartość filmu.

Niestety film zawodzi nie tylko pod względem fabularnym, ale również jeżeli chodzi o same postaci. Główny bohater grany przez Pitta nie dość, że umie strzelać, tamować krew, jest świetnym mężem i ojcem, to dodatkowo sprawdza się nawet w kuchni przy robieniu naleśników. Poza tym nie straszne mu zombie, które zabija jak mrówki. Lane jest tak doskonały, że mam wrażenie, iż przeżyłby nawet katastrofę smoleńską oraz atak na WTC. Aktor gra średnio (co pewnie w dużej mierze jest spowodowane tym, że z jego postaci ciężko coś wycisnąć) i równie dobrze w jego rolę mógłby się wcielić np. Sylvester Stallone, a efekt byłby ten sam. Podobnie jest z innymi bohaterami - wszyscy oni są jak postacie z komiksu - papierowi i bez wyrazu. Warta do zapamiętania z filmu jest jedynie Daniela Kertesz - grająca Segen - charakterną bojowniczkę z Izraela.

Jeśli ktoś lubi naciągane historie, namiastkę horroru i bardzo amerykański typ bohatera, to zawodu nie przeżyje. Niewątpliwie skok twórców na kasę się udał, no i ego Pitta zostało połechtane, więc filmowcy są zadowoleni. A że widz mniej - to już inna sprawa.


4 komentarze:

  1. Mi się podobał, potrzebowałam 1,5 godziny wytchnienia od życia codziennego i ten film zapewnił mi je. Pochłonął mnie całkowicie od pierwszych minut.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale ten Brad Pitt !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, film całkiem niezły. Jak dla mnie 3 - 3,5. Nie nastawiałem się, że obejrzę wielkie dzieło. Po prostu solidna rozrywka i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  4. "czy wątek wybudowania muru obronnego w Izraelu, mającego chronić przed zombie - to absurdy, które obniżają wartość filmu. " - Film jest w jakimś tam stopniu luźno oparty na całkiem niezłej książce Maxa Brooksa. Jak się pisze recenzje warto byłoby się przygotować...
    W książce był rozdział o tym jak Izrael Przygotowywał się do nadchodzącej "epidemii", szkoda że twórcy filmu nie zaczerpnęli więcej z książki, spokojnie byłyby 3 gwiazdki.

    OdpowiedzUsuń