poniedziałek, 27 maja 2013

Solista ***

Historia oparta na faktach. Dziennikarz Steve Lopez (Robert Downey Jr.) szuka weny twórczej i ciekawego tematu na artykuł. Pewnego dnia przypadkowo spotyka na ulicy bezdomnego, zarabiającego na życie graniem Nathaniela Ayersa (Jamie Foxx), który okazuje się być chorym na schizofrenię, genialnym wiolonczelistą. Lopez postanawia pomóc Ayersowi.

Joe Wright, reżyser łzawych filmów kostiumowych jak chociażby "Duma i uprzedzenie" oraz "Pokuta", w "Soliście" również uderza w melodramatyczne tony. Tym razem jednak przenosi historię do czasów współczesnych, opowiadając o przyjaźni osób z dwóch różnych światów. Lopez, początkowo liczy na świetny materiał na artykuł, później jednak zaczyna przejmować się losem Ayersa i dostrzegać po prostu drugiego człowieka. Aż w końcu próbuje go na siłę uszczęśliwić i zmienić. Nie rozumie, że chory muzyk potrzebuje przyjaciela, a nie lekarza czy psychologa. Potrzebuje osoby, która zaakceptuje go takim, jakim jest, bo w gruncie rzeczy wiolonczelista jest szczęśliwy, że ma bogatą wyobraźnię i widzi oraz słyszy to, czego normalnie nie byłby w stanie.

Niestety, pomimo ciekawego wątku, film nie angażuje emocjonalnie i nie wciąga. Brakuje mu pewnego elementu zaskoczenia i szaleństwa (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), pewnej iskry, która by porwała. Wright powiela tylko utrwalony przez inne filmy schematy - cyniczny dziennikarz, który się zmienia na korzyść, chory, wrażliwy muzyk, potrzebujący pomocy i wszystko to "oblane" amerykańską, przesłodzoną polewą. Po prostu Hollywood w czystej postaci.

Z dwójki Downey Jr - Foxx lepiej wypadł ten pierwszy. Lopez w jego wykonaniu to nieco zmanierowana i przemądrzała osoba, która w pewnym momencie znajduje w sobie wrażliwość i ciepło. Downey Jr dobrze pokazał tą przemianę. Natomiast występ Foxxa mnie nie do końca przekonał. Nie wiem co prawda jak się zachowują ludzie chorzy na schizofrenię, ale moim zdaniem rola Ayersa w jego wykonaniu była momentami przerysowana. Nie czułem empatii ani poruszenia jego grą. Słabo też wyszła sprawa resocjalizacji głównego bohatera. Muzyk, który spędził kilkadziesiąt lat na ulicy, nagle bez większych oporów zamieszkuje w ośrodku dla bezdomnych. Film, poza schematyczną fabułą, ma też pewne ciekawe, acz nietrafione pomysły. Dziwnie się oglądało, gdy bohater grany przez Foxxa, słuchając symfonii Beethovena wpadał w "krainę marzeń i wyobraźni" i widział tańczące trójkąty. Scena, która chyba miała pobudzić wyobraźnię widza, nie różniła się specjalnie od generowanych komputerowo wizualizacji np. z Windows Media Playera.

Wydawało się, że gdy "Solista" wchodził na ekrany kin kilka lat temu, to będzie on jednym z faworytów do Oskara. Mając w obsadzie tak świetnych aktorów jak Robert Downey Jr. i Jamie Foxx, można było spodziewać się, że zobaczymy coś ciekawego. Tymczasem z interesującego tematu wyszedł film z przeciętną reżyserią i w gruncie rzeczy nie do końca wykorzystanym potencjałem fabularnym i aktorskim. Ot, kolejny standardowy dramat prosto z fabryki marzeń.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz