poniedziałek, 14 stycznia 2013

Sęp **

Warszawa. Finał procesu jednego z najbardziej niebezpiecznych ludzi w kraju. W biały dzień, przy włączonych kamerach, tajemnicza grupa przeprowadza brawurową akcję odbicia oskarżonego i rozpływa się w powietrzu. Jak chwilę później się dowiemy, to nie pierwszy taki przypadek i szef policji powołuje specjalny zespół, który ma na celu wyjaśnić ostatecznie tajemnicze zniknięcia. W jego skład wchodzą zaufani generała: weteran, zastępca szefa CBŚ Bożek (Daniel Olbrychski) i tytułowy Sęp (Michał Żebrowski) - absolwent astrofizyki(!), nadkomisarz wydziału wewnętrznego.

Wbrew pozorom kino gatunkowe to nie jest łatwy kawałek chleba. W przypadku filmów autorskich staramy się odgadnąć wizję twórcy, poddajemy się jej i jedną, czy dwie nieudane sceny, sami przed sobą tłumaczymy, że nasz niegodny umysł nie rozszyfrował głębi w nich przekazanej. W przypadku kina gatunkowego nie ma miejsca na błędy. Wszyscy jesteśmy rozpieszczeni przez wirtuozów takich jak Scorsese, Spielberg czy Tarantino i gdy światła w kinie gasną, zaczyna się seans (tzn. już po 20 minutach reklam), oczekujemy, że historia, choć widzieliśmy ją już tysiąc razy, porwie nas na nowo i ockniemy się dopiero na końcowych napisach. By tak się stało, wszystkie elementy układanki muszą idealnie do siebie pasować. Jeśli cokolwiek się nie zgadza, budzimy się zbyt szybko, czas się dłuży i zamiast zrelaksowani, wychodzimy z kina zirytowani i zmęczeni. Niestety tak jest w tym przypadku.

"Sęp" to debiut filmowy Eugeniusza Korina (58 lat!) i wydaje mi się, że jak wielu debiutantów zwyczajnie chciał zrobić za dużo. Za dużo, za głośno, za szybko, za fajnie. Skończyło się tym, że powstał film ogromnie niespójny stylistycznie. Rozpoczyna się w szaleńczym tempie, można mieć wrażenie, że dynamizmem akcji i montażu próbuje co najmniej dorównać "Adrenalinie" z Jasonem Stathamem. Gdy na ekranie Sęp zostaje sam, te sceny w jego mieszkaniu, sny, gdy biega po mieście, z dominującą triphopową muzyką Archive, są jakby żywcem wyjęte z transowej poetyki Aronfskiego, by... płynnie przejść w coś na kształt policyjnego "Kac vegas" w chwili pojawienia się w polu widzenia obiektywu Pawła Małaszyńskiego. Gdy do akcji wkracza grająca niemalże anioła Ania Przybylska, ja się poddaję, bo już naprawdę nie wiem co oglądam. Zabrakło jakiejś myśli przewodniej, dominującego konceptu, jak również świadomości medium i jego ograniczeń. To ciągłe skakanie po stylistykach jest na tyle męczące, że w pewnym momencie nie mogłem już się doczekać, kiedy się ten film w końcu skończy. Przykłady można by mnożyć, ale autor nie potrafił nawet nagrać spójnie dwóch scen przesłuchań. Jedna jak z klasycznego kryminału, druga przypomina narkotyczną wizję.

Film jest poza tym zwyczajnie za długi. Jest w nim mnóstwo niepotrzebnych scen, postaci, które w żaden sposób nie popychają akcji do przodu. Zastanawiam się z czego może to wynikać, ale chyba najzwyczajniej w świecie z gwiazdorskiej obsady. Co postać to gwiazda. No skoro bierze się już do filmu takiego Pawła Małaszyńkiego, to trzeba coś dać mu zagrać. Tylko po co? Co ta postać wnosi do filmu, poza tym, że ilekroć się pojawia, rujnuje pieczołowicie budowane napięcie. Czy jego nazwisko jest tak wielkim magnesem by ryzykować integralność filmu, żeby ściągnąć go na plan? Sądząc chociażby po ilości teatrów w Warszawie, mamy w tym kraju wystarczająco aktorów, by obsadzić nieznanymi twarzami role epizodyczne. Tu nawet niunię czekającą na telefon od mężusia gra Anna Dereszowska... Jeśli chodzi jeszcze o obsadę, to nie bardzo rozumiem decyzję, by rolę Bożka powierzyć Danielowi Olbrychskiemu. Jest on bezdyskusyjnie jednym z największych aktorów w historii polskiego filmu, ale tu wygląda najzwyczajniej w świecie staro. Ledwo jest w stanie wypowiedzieć swoje kwestie, a gra bądź co bądź czynnego policjanta.

Autor przesadził również z podkreślaniem, jak fajni są jego bohaterowie. Inteligencja jest ostatnio sexy, więc gdyby nie to, że jest policjantem, Sęp, już dawno dostałby nagrodę Nobla. Przed akcją relaksuje się studiując teorię strun, a jego koncentracja jest tak wielka, że nawet lecący na cały regulator hip-hop nie jest wstanie go rozproszyć... Nie wiem czy to celowy pastisz, czy nie, ale nauki ścisłe nie są jednak takie proste, o czym się scenarzysta boleśnie przekonał. Gdy już zostaną starte imponujące obliczenia, których nie powstydzili by się bohaterowie "Teorii wielkiego wybuchu", na domowej tablicy bohatera nie pojawi się już nic mądrego. Ba, nie pojawi się nic, co miałoby jakikolwiek wpływ na akcję. Cały wysiłek poczyniony by uwiarygodnić wielką inteligencje bohatera okazuje się totalnie zbędny. Podobnie postać "anioła", czyli Nataszy McCormick. Dziewczyna po przeszczepie serca, właścicielka stadniny koni, instuktorka kickboxingu w komendzie głównej policji... Taaaak. To podrasowywanie bohaterów miało również negatywny wpływ na wiarygodność, osadzenia akcji w szarej warszawskiej rzeczywistości. Z jednej widzimy autentyczną salę sądową, ulice Pragi, pałace bossów mafijnych. Z drugiej, kryształowo uczciwy pracownik wydziału wewnętrznego może pozwolić sobie na mieszkanie, w którym mieści się pełno formatowa tablica akademicka.

"Sęp" ma dobre momenty. Podobają mi się sceny, w których występuje Fronczewski. Grabowski udanie wciela się w podwarszawskiego mafijnego bossa. Jest kilka niezłych dialogów, kilka ciekawych ujęć... Jednak te często same w sobie niezłe fragmenty są jak części układanki, które za nic nie chcą do siebie pasować. Gdy do tego wszystkiego dodamy jeszcze delikatnie mówiąc kontrowersyjne przesłanie końcówki filmu, to nie mogę go polecić nikomu nastawionemu na obejrzenie dobrze zrobionego thrillera.



16 komentarzy:

  1. Oceniłbym wyżej. Dla mnie to przyzwoicie zrobiony film - niezły pod względem technicznym, gorzej pod względem warstwy fabularnej. Podobnie z aktorami. Kiepski, nienaturalny Olbrychski, napuszony Żebrowski, któremu zabrakło tylko aureoli nad głową. Za to znakomity Fronczewski. No i muzyka mi się podobała, chociaż były momenty, gdzie można ją było sobie odpuścić. Generalnie mocne ***, nawet bardziej z tendencją do dania 4 gwiazdek niż 2.

    OdpowiedzUsuń
  2. Daje 7 gwiazd . Film dobry jak na polska praktycznie amatorska produkcje. Moze nieco koniec przerysowany i przewidywalny, nie mniej jednak na dobra sprawe tego wlasnie oczekiwalismy. Tej produkcji nie mozna porownac do amerykanskiego kina Scorsese. To jakby porownac żòłwia do ślimaka. Jedyne co maja podobne do charakter "zamieszkania":)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze go nie oglądałam, ale obawiam się, że jeżeli reżyser tworzy film, do którego zaprasza same bardzo znane i znane twarze to chyba ma coś do zamaskowania, jakby bał się, ze film bez ich udziału nie przekuje się na sukces finansowy. A ludzie? Pójdą, zobaczą i okrzykną, że to świetny film, skoro grał w nim sam Skrzetuski (ha ha). W domach zasiądą przed np. "Na wspólnej", "Barwy szczęścia" albo "Plebania" - i rzucą do żony/męża: "ale świetny ten serial"

    Nic dodać nic ująć ;-)

    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  4. Bylem w kinie wczoraj, nie zaluje i chetnie obejrze ten film jeszcze raz. Fajna gra aktorow, dobra muzyka no i na prawde zagmatwana fabuła ale mi sie bardzo podobał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mnie sie średnio podobał początek nawijał do ostatniego Bonda a dalej próba z dziewczyną z tatuarzem, słabowato , szkoda czasu i pieniędzy przede wszystkim

      Usuń
    2. oczywiście ... z tatuażem sorry

      Usuń
  5. Byłam. Widziałam. Jak na polskie kino, naprawdę niezły film. Fajna muzyka. I cieszę się,że dopiero dziś przeczytałam recencje z którą nie można się do końca zgodzić. Ale każdy ma inny gust. Ja osobiście polecam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Piszecie napuszony zebro ktoremu brakuje aureoli. ale taki byl scenariusz, on grał, mial grać nieprzekupnego gline. wszystko

    OdpowiedzUsuń
  7. Wrocilismy z kina, zaluje ze poszlismy.Rozczarowalo mnie wszystko, a zwlaszcza bardzo glosna muzyka ktora chyba miala za zadanie zagluszyc wszystko i nadac jakiegos tępa. Glosna scena erotyczna trwala sekunde i nie bylo co ogladać.Za duzo slow "kurwa, kurwa" uzywanych w zasadzie bez sensu, a gra glownego boh. bez polotu i dynamiki, innymi slowy flaki z olejem......

    OdpowiedzUsuń
  8. trudno by mi było nie zgodzić się z tą recenzją, dodam tylko od siebie,że jak lubię Zebrowskiego tak od pewnego czasu jest irytujący z tą lekko drwiącą i szepczącą manierą i to w każdym projekcie tak samo.

    OdpowiedzUsuń
  9. Żebrowski był w tym filmie nadkomisarzem a nie nadinspektorem, wydaje mi się, że umknęło Panu jeszcze kilka innych szczegółów, stąd taka a nie inna recenzja... Najsłabsze ogniwa filmu - Olbrychski i Żebrowski czyli wciąż zmanierowany i już zmanierowany. Grabowski i Baka jak zwykle na wysokim poziomie. Film ***/*****.

    OdpowiedzUsuń
  10. Może rzeczywiście przekręciłem nadkomisarza na nadinspektora, dzięki za zwrórcenie uwagi, ale myślę, że dość obszernie wyjaśniłem, że bynajmniej nie w szczegółach tkwi mój problem z tym filmem

    OdpowiedzUsuń
  11. (przeporaszam za brak polskich liter!)

    Jako wielkobrytyjczyk ktory nie zawital w Polsce od 20 lat, wiekszosc aktorow w filmie jest mi nieznana wiec caly element mnozacych sie gwiazd zupelnie mnie pominal. Pominela mnie rowniez polska reklama tego filmu , tu na wyspach brytyjskich film jest oglaszany bardzo mocno w polskich mediach ale - o dziwo - wcale nie w lokalnych.

    Dlatego tez usiadlem w fotelu kinowym przygotowany na film o sredniej jakosci, ktory szuka poparcia licznych tu Polakow bez nadzei na podbicie ludnosci miejskiej.

    Podzielam calkowicie zdanie recenzenta, Dodalbym jednak to listy Hollywoodkich tworcow Christophera Nolana na ktorym Korin wyraznie sie wzoruje - ale niestety do ktorego w zadnym stopniu nie dorownuje. Niby niezwiazane ze soba watki fabularne i pseudo-intelektualne pretensjonalne przemowienia nie wystarczarczaja. Razacy brak unikalnej wizji i stylu inscenizacji wyciaga widza ze stworzonego swiata i podkresla sztucznosc i niezreczne skojarzenie czasami ciekawych pomyslow. Ale ciekawy pomysl nie jest wsyzstkim. Potrzeba tez ciekawego scenariusza i trzymajacej sie calosci fabuly.

    A ten ciekawy pomysl ktory jest podstawa tego calego filmu ("czy zycie rowna sie zyciu") nie jest w zaden sposob unikalny. Przedstawiony kontekst tego rownania (przeszczepy) sam widzialem lepiej przedstawiony w trzech czy czterech kryminalach telewizyjnych. Nie ma tu wiec nic oryginalnego. Kliszowe postacie wyciete z dwuwymiarowego kartonu zachowujace sie w stereotypowy sposob nie wystarczaja.

    No tak wlasciwie, dla mnie przynajmnie orginalnym bylo to, ze te wszyste stereotypy z amerykanskich seriali telewizyjnych zagmatwane w typowej dla nich historii mowili do polsku i rzucali po sciezce dzwiekowej polskim "miesem" (oczywsiscie poza naszym bohaterskim Sepem) . Jezeli juz mam sluchac takich zwrotow, to wole juz w prawdziwie polskim kontekscie a nie w jakims przeszczepionym Nowym Jorku nad Wisla.

    A co do konca filmu, na prawde nie wiedzialem czy mialem sie rozesmiac czy rozplakac ze zlosci. Co za istny kretynizm!

    OdpowiedzUsuń
  12. Spójrzcie na filmy amerykańskie - co drugi to klisza poprzedniego, bohater płaski, dialogi durne i ociekające przekleństwami, albo puste pełne patosu i jawiące się jak mesjanistyczne zapędy ich twórców. Pomysły zerżnięte żywcem ale za to ozłocone często zbytecznymi efektami i gwiazdorską śmietanką. Jednakże to Wam się podoba - bo amerykańskie czyli z natury NAJLEPSZE. Trochę więcej krytycyzmu wobec tych niesamowitych zachodnich wzorów. A ten niedościgły Nolan? Weźmy na tapetę Batmana a następnie Mrocznego Rycerza. Ooo, to są dopiero prawdziwki, jedyne w swoim rodzaju, cóż za pomysły, cóż za świeżość, zaskoczenie niesamowitą a nade wszystko NIEZNANĄ historią. Jak on to wymyślił?! Pozwólcie, że zacytuję recenzję (pozytywną a jakże!) z filmweb "Fabuła aż pęka w szwach od symboli i uniwersalnych klisz, czyniąc z całości większą niż życie przypowieść o sensie istnienia, śmierci i cierpieniu." Taaak, to wspaniałe, że pan Nolan tak bogato wyposaża swoją opowieść w symbole i klisze. No tak, ale to są naprawdę DOSKONAŁE klisze, a i te zacięcia do moralizatorstwa i rozwikłania sensu istnienia wcale NIE PATETYCZNE. Nie, nie u niego to wszystko jest takie, hmmm, no takie LEPSZE, DOSKONAŁE. Po prostu miód. Czyżby ktoś miał inne zdanie? Na pewno nie - gdy on o zahacza o wyświechtane i dla wszystkich zrozumiałe dylematy to mówimy o nim - och, ach, majstersztyk! - natomiast gdy podobny patos widzimy w Sępie to już jest szmira. Co drugi film "stamtąd" można wypunktować za przerysowania, nachalne umoralnienia, mesjanizm narodu amerykańskiego, przerost formy nad treścią, oślepiający błysk techniki i rozbuchane ego reżysera/scenarzysty/producenta. No tak, ale to przecież nieważne - to Sęp jest beznadziejny Panie "recenzencie".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Batmana można traktować jako swego rodzaju współczesny mit, który sam nasuwa odpowiednie skojarzenia i znaczenia. Co niby miałoby być takim odnośnikiem w przypadku "Sępa"? Nolan pozostając we właściwej mu stylistyce trochę rozepchał ten skostniały gatunek, pokazał, że pod jego płaszczykiem ciągle da się przekazywać nowe treści.

      Nie wiem czy zadałeś sobie trud przeczytania recenzji bo właściwie się do niej nie odnosisz, ale "Sępa" nie oceniłem jako beznadziejnego, ale kiepskiego. Mój problem z nim nie polega na tym, że jest on polski, wręcz przeciwnie, lubię filmy osadzone na naszym podwórku. Ale on w żaden sposób osadzony na naszym podwórku nie jest, jest to zwykłe kino gatunkowe i na jego tle go oceniam. I jak próbowałem pokazać moim zdaniem wypada na tym tle kiesko.

      Usuń
  13. Jest to świetnie wyreżyserowany i znakomicie obsadzony list… Dla myślących, napisany na życzenie i za pieniądze najbogatszego Polaka, wyprodukowany przez jego syna, w momencie kiedy kraj obiega informacja o przekazaniu sterów Kulczyk Holding Panu Sebastianowi. Przesłanie dla inteligentnych i myślących, pod postacią niezwykle kuszącą i lekko strawną dla wszystkich innych. Przesłanie brzmi: Nie pytaj, nie szukaj, nie dochodź prawdy, gdyż nawet jeśli ją odkryjesz to ona Cie wyzwoli…. nieodwracalnie. Patrz tak by nie widzieć, Słuchaj tak by nie rozumieć, Czuj tak by nie cierpieć. Słowem Carpie Diem, bo i tak nic nie zmienisz, w świecie zaplanowanym przez WYBRANYCH.

    OdpowiedzUsuń