piątek, 7 grudnia 2012

Sponsoring **

Redaktorka poczytnego periodyku o modzie i takich tam, Anna (Juliette Binoche), dostaje zlecenie na napisanie artykułu o płatnej miłości. Zbierając materiały, kontaktuje się z dwiema przedstawicielkami najstarszej profesji świata - Francuzką (Anaïs Demoustier) i Polką (Joanna Kulig), które na swobodnych spotkaniach powierzają jej swoje historie. Te rozmowy nie pozostają bez wpływu na Annę...

Gdy "Sponsoring" Małgorzaty Szumowskiej wchodził do kin, zrobił się wokół niego spory szum. Reżyserka, ogłoszona już dawno temu jednym z największych talentów naszej kinematografii, udzielała jednego wywiadu za drugim. Dzieliła się z czytelnikami przemyśleniami na temat własnego życia, wrażeniami ze współpracy z gwiazdą światowego kina jaką niewątpliwie jest Juliette Binoche. Tym, jak Binoche potrafi poświęcać się dla roli, wchodzić w graną postać. Z rzadka tylko odnosiła się do fabuły samego filmu, jedynie tajemniczo wspominając, że główna bohaterka dzięki styczności z córami Koryntu odkrywa na nową swą uśpioną seksualność.

Ech, jakież było moje rozczarowanie, gdy w końcu miałem okazję obejrzeć to "dzieło". Gdy od czasu do czasu, by zresetować umysł, zaglądam na portal typu onet, znajduję tam okraszone podobnie łapiącymi oko tytułami jak "Sponsoring", z życia wzięte historie panienek młodszych, czy starszych, czasami żon, w większości studentek, które odkrywają jak to fantastycznie (lub nie) jest sprzedawać swoje ciało. Pisane są one przez dziennikarzy, którzy dzwonią na znalezione na różnych portalach ogłoszenia, tudzież zamieszczają własne, usiłując spenetrować fascynujący świat płatnego seksu. Nigdy nie pomyślałem, że taki "artykuł" może być scenariuszem filmowym. Tak - scenariuszem, nie inspiracją do scenariusza. Scenariuszem, którego realizacji podejmie się wielka nadzieja polskiego filmu, a przed kamerą staną, oprócz wspomnianej laureatki Oskara, godząc się na skromne epizody, ikona pokroju Krystyny Jandy, czy wielki (jak na dzisiejsze czasy) polski aktor Andrzej Chyra.

Film składa się z trzech typów scen. W pierwszej podglądamy Annę w jej domu, gdy trochę pracuje nad tekstem, trochę się krząta, próbując być przykładną panią domu. W drugim widzimy Annę jak zbiera materiały, rozmawiając z prostytutkami. Trzeci to sceny z życia prostytutek. Wszystko jest nawet ładnie sfotografowane, głównie chyba z ręki, by dodać filmowi autentyzmu. Mnóstwo zbliżeń. Wielkie szczęście, że Binoche tego Oskara nie dostała przez przypadek i nawet gdy kroi marchewkę ogląda się ją z przyjemnością. Bo to koniec. W filmie nie dzieje się nic więcej. Rzeczonej ewolucji postaci głównej bohaterki nie dostrzegłem. Jest jedynie scena finałowa (a właściwie dwie), w której widać wreszcie talent Szumowskiej. Językiem czysto filmowym prezentuje nam wnioski, do których podejrzewam dochodzi główna bohaterka. Szkoda tylko, że są one tak nachalne, upraszczające i nieusprawiedliwione tym co się wcześniej działo, że dają odwrotny efekt od katharsis.

"Sponsoring" jest kolejnym dowodem na to, że bez dobrego scenariusza, nawet utalentowany reżyser ze świetną obsadą raczej daleko nie zajadą. Wiadomo, seks sprzeda wszystko i chwytliwy temat pewnie zapewnił, że producenci zarobili. Dziwię się jednak, że tak znane nazwiska zgodziły się firmować ten gniot i nikomu, kto jeszcze go nie widział bym go nie polecił. Gdy nie możemy się oprzeć ciekawości, już lepiej stracić pięć minut i zajrzeć na onet czy "wirtualną".



4 komentarze:

  1. Zgadzam się, że film jest kiepski. W kinie ziewałam.
    Ale nie zgadzam się co do gry Binoche. Dla mnie w tym filmie była nijaka. Joanna Kulig skasowała ją i przyćmiła i to ona była jedyną iskierką tego obrazu (plus bardzo ładny plakat, jednego z moich największych tegorocznych rozczarowań.

    Pozdrawiam, j.

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawe. ogladajac ten film zupelnie nie zwrocilam uwagi na sceny seksu - byly oczywista koniecznoscia biorac pod uwage zagadnienie. moze, by obejrzec ten film trzeba w zaciszu wlasnego domu, najlepiej wieczorowa pora zasiasc do seansu? to nie jest typ, ktory najlepiej odbiera sie na wielkim ekranie. w moim przypadku zadzialalo ogladanie samotnie i bardzo wysoko oceniam film. nikt nie mowil mi co mam myslec, sceny ladne przeplataly sie z brzydkimi, aktorki ogladalo sie z najwyzsza przyjemnoscia. otwarta kompozycja jak najbardziej do mnie trafila i nie zmienilabym nic w fabule, obrazach, czymkolwiek. doskonalym zwienczeniem byla dla mnie muzyka klasyczna. polecilabym ten film kobietom, faceci chyba za bardzo sie rozpraszaja przy scenach lozkowych :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciekawe, że nawet scena gwałtu butelką na prostytutce nie zwróciła Twojej uwagi. Aż taka znieczulica? Otwarta kompozycja? Hmm a może po prostu przespałaś cały film i tylko miałaś przyjemne sny, bo zakończenie całkowicie Ci umknęło.

      Usuń
    2. Mr. White, po co te niegrzeczne zwroty? Każdy inaczej odbiera oglądane sceny. Ja jestem świeżo po obejrzeniu tego filmu i mnie również podobał się. Dla mnie to film, który pobudza do myślenia (mnie przynajmniej pobudził - nie tylko dosłownie zresztą ;)), ale nie narzuca odpowiedzi. Porusza, by zastanowić się czy na pewno mieszczańskie, poukładane życie jest takie, jak się nam wydaje: dobre, bo spokojne czy może martwe? Ilu naszych sąsiadów, którzy rano wsiadają w swoje piękne samochody, pożegnawszy się najpierw z dziećmi i żoną, sekretnie spotyka się z prostytutkami? I czy możemy i mamy prawo oceniać ich za to? A te prostytutki? Kim one są? Większość społeczeństwa czuje się lepsza od nich. Słusznie?
      Binoche pierwszy raz oglądałam z tak wielką przyjemnością. Nie była w tym filmie śliczną kobietką, ciągle potargana, nerwowa, spięta, ale taka przy tym naturalna i prawdziwa....
      Jak dla mnie, to dobry film. I scena z butelką nie umknęła mi.

      Usuń