środa, 31 października 2012

Faceci w czerni 3 ****

W 1997 roku "Faceci w czerni" ("Men in Black"), ekranizacja komiksu o agentach tajnej agencji rządowej broniącej niczego nieświadomych ziemian przed przybyszami z kosmosu, szturmem podbiła serca widzów na całym świecie. Zgryźliwy odchodzący na emeryturę agent K (Tommy Lee Jones) rekrutował i przyuczał do zawodu młodego luzaka agenta J (Will Smith). Doskonała gra tej dwójki, humor wynikający z konceptu kosmitów, ukrywających się na ziemi wśród niczego nie spodziewających się ludzi i wpadający w ucho kawałek rapowany przez samego Willa Smitha skończył się ogromnym sukcesem kasowym.



Jeśli jakiś film odnosi w Hollywood sukces podobny do MIB to jest właściwie skazany na sequel i w 2002 roku do kin trafiło MIB2. Szczerze mówiąc nic z niego nie zapamiętałem, chyba jedynie wrażenie, że raczej kolejnego sequelu już nie będzie, bo dwójka zatraciła wiele atutów części pierwszej.

Nadszedł rok 2012 i ku mojemu zaskoczeniu, dziesięć lat po nieudanym sequelu, światło ujrzała trzecia część cyklu. Do kina mi się nie śpieszyło, ale gdy w końcu już film obejrzałem to stwierdzam, że warto było poczekać.

Znów spotykamy się z agentami K i J. Po raz kolejny będą musieli ocalić naszą planetę przed śmiertelnym zagrożeniem. Niemniej dzięki pomysłowemu scenariuszowi Etana Cohena (nie mylić z jednym z braci Coen), który inkorporuje nawet podróż w czasie, całość jest znów świeża, zaskakująca i zabawna. Dynamika relacji K i J, która napędzała jedynkę dalej się rozwija, historia która poznajemy rzuca na nią zupełnie nowe światło, a Nowy Jork końcówki lat 60 ubiegłego wieku jest świetnym tłem kolejnych żartów na temat świata kosmitów i agentów MIB żyjących wokół nas.

Powracający jako reżyser Barry Sonnenfeld zadbał o to, że wizualnie film jest spójny z poprzednimi częściami, ale dzięki rozwojowi technologii jeszcze bardziej efektowny. Mnie szczególnie podobał się sposób pokazania "skoku w czasoprzestrzeni". Do obsady dołączyli między innymi Josh Brolin (fantastycznie odgrywający młodego K), trochę dla mnie nieoczekiwanie sama Emma Thompson, a wyróżnił bym również Jermaina Clementa wcielający się w śmiertelnego wroga naszych bohaterów - strasznego, ale też komicznego Borysa Zwierzaka.

Ogólnie przyjemna rozrywka, szczególnie dla fanów pierwszej części MIB, żal trochę, że piosenka promująca trójkę nie trzyma poziomu tej z oryginału.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz