wtorek, 13 marca 2012

Plan doskonały ****

Ostatnio naszła mnie chęć na obejrzenie dobrego thrillera. A że kino w ostatnim czasie nie oferuje jakichś lepszych filmów z tego gatunku, to postanowiłem po długim okresie nieaktywności mojego magnetowidu w końcu go uruchomić i obejrzeć nagrany przez mnie kilka lat temu "Plan doskonały" Spike'a Lee.

Nie jestem jakimś specjalnym fanem filmów tego reżysera. Z ostatnich lat pamiętam na pewno jego świetny - "25 godzina" (jest w ścisłym rankingu moich ulubionych filmów ubiegłej dekady). Tym niemniej tematyka jego obrazów, koncentrująca się głównie na ważnych wydarzeniach społeczno-politycznych, których najważniejszym motywem jest dyskryminacja rasowa, interesuje mnie średnio. Byłem jednak ciekaw jak najwybitniejszy czarnoskóry reżyser, zajmujący się wcześniej głównie dramatami obyczajowymi, "weźmie się za bary" z filmem sensacyjnym. I muszę przyznać, że Spike'owi udało się zrobić naprawdę niezły, wciągający thriller.

Zaczyna się banalnie, bowiem od napadu na bank przez kilku zamaskowanych osobników, którzy zamykają się w budynku wraz z kilkudziesięcioma zakładnikami. Później jednak robi się mniej standardowo, bo celem włamywaczy nie jest wcale kradzież pieniędzy... Rodzi się ciekawa psychologiczna rozgrywka pomiędzy doświadczonym oficerem policji, Frazierem (Denzel Washington), a niezwykle błyskotliwym włamywaczem Russelem (Clive Owen). I jeśli ktoś się spodziewa w filmie efektów specjalnych, mordobicia, szalonych pościgów i wszystkiego tego, z czego składa się film akcji, będzie srogo zawiedziony. Fabuła koncentruje się na rywalizacji głównych postaci w zamkniętych pomieszczeniach, błyskotliwych dialogach, a wątek jest tak sprawnie poprowadzony, że film trzyma mocno w napięciu.

Nie zawodzą aktorzy. Denzel Washington gra przekonująco cwanego w pozytywnym tego słowa znaczeniu i nie do końca grzecznego oficera policji. Jego postać ma coś w sobie z... czarnego Kojaka (nawet pada to określenie w stosunku do niego) oraz trochę z stylu detektywów z dawnych kryminałów (takie miałem skojarzenie, chociażby jak go zauważyłem w kapeluszu). Co ciekawe - przez to, że jest łysy, to momentami przypomina mi... Michaela Jordana (ale to już moja prywatna dygresja, chociaż ciekawe czy Spike Lee - fan koszykówki też to zauważył ;) Owen - gra nieźle jego antagonistę, no i Jodie Foster jako Madeleine White - osoba do zadań specjalnych, która chroni interesy wpływowych bogaczy - też daje radę, pomimo tego że gra wbrew swojemu emploi, bo kreuje tutaj postać bezwzględną i zimną. Chociaż jak dla mnie jej bohaterka trochę za łatwo w gruncie rzeczy zostaje wyeliminowana z gry przez głównych bohaterów (żeby nie było, nie ginie), na czym trochę traci wątek filmu.

W filmie można wyczuć pewien klimat znany z innych obrazów Lee, czyli chociażby problematykę segregacji narodowościowej. Są w nim pokazane pewne uprzedzenia rasowe (np. wątek z przesłuchiwanym Arabem czy rozmowa policjanta z Frasierem, w trakcie której wychodzą uprzedzenia wobec czarnoskórych tego pierwszego - "wolę zostać starym rasistą niż nowoczesnym trupem"), ale generalnie Lee tym razem nie moralizuje i nie osądza - pozostawia ocenę widzowi. Jest też ukazana w nim postawa ludzi majętnych, którzy wzbogacili się w mało chwalebny sposób. Ale ogólnie dydaktyzmu w nim nie ma. I to dobrze dla filmu, że Lee skupił się na wątku sensacyjnym, a nie politycznym. W końcu chciałem obejrzeć przyzwoitego thrillera, a nie kolejnego "Malcoma X". Wszyscy ci co lubią filmy w typie "Podejrzani" czy "Iluzjonista", a więc nastawionych na inteligentną i zaskakującą rozrywkę, nie będą również rozczarowani tym wyborem. Ponad dwie godziny naprawdę dobrze spędzonego czasu.

Jedna z moich ulubionych scen z filmu, sad but true ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz