poniedziałek, 20 lutego 2012

Dzień dobry TV ***

Do bólu przewidywalna komedia starająca się nam pokazać telewizję śniadaniową od kuchni. Główną bohaterką jest tym razem młoda, ambitna producentka Becky. Zmaga się z uważającymi się za siódmy cud świata prezenterami, nie wierzącym ani w nią, ani program szefem, a na dokładkę wikła w obowiązkowy wątek miłosny. Gdy wszyscy głowni bohaterowie zostaną już zaprezentowani, każdy z łatwością odgadnie jak to wszystko potoczy się dalej.

Imponująca jest obsada aktorska. Rolę Becky gra, mająca chyba wkrótce zastąpić w Hollywood Sandrę Bullock jako kolejna dziewczyna z sąsiedztwa której nie sposób nie lubić, Rachel McAdams. Mimo, że uroczo się uśmiecha, jej postać jest maksymalnie irytująca i jakby żywcem wyjęta z sitcomu. Nie wiem czy jeśli istniałaby naprawdę ktokolwiek wytrzymałby w jej towarzystwie choćby 2 minuty. W role prowadzących wcielają się Diane Keaton i Harrison Ford. Keaton czuje się w roli prezenterki jak ryba w wodzie, ale to Harrison Ford grający legendarnego dziennikarza, który pod koniec swojej kariery zostaje zdegradowany do pogardzanej przez siebie telewizji śniadaniowej, daje prawdziwy popis. Pogarda dla wszystkich, zniesmaczenie obowiązkiem uczestnictwa w tym cyrku, czy wręcz żądza mordu w oczach prowadzącego kawę czy herbatę to kopalnia humoru. W epizodach pojawiają się jeszcze Jeff Goldblum, grający na swoim dobrym poziomie i Patrick Wilson w roli obiektu pożądania głównej bohaterki.

Mimo, że autorka scenariusza popełniła niegłupi "Diabeł ubiera się u prady", to film nic nie wniósł do mojej wiedzy o telewizji. Kompletnie ignorując chociażby pojawianie się nowych mediów i ich wpływ na tego typu programy. Jest tu jednak jedna scena, która może służyć za komentarz do tego dokąd zmierzają gusta współczesnych telewidzów. Zdenerwowana Becky wykrzykuje w kierunku Forda, dziennikarza starej daty, który o zgrozo chce mówić o rzeczach ważnych, że "wojna między rozrywką a informacja się skończyła i wy przegraliście". Poniekąd chyba przegraliśmy wszyscy.

Fakt, że historia jest bardzo schematyczna sprawia, że film, przynajmniej mi, trochę się dłużył. Niemniej jest tu parę momentów naprawdę śmiesznych no i przechodzący samego siebie Harrison Ford. Jeśli ktoś jednak nie chciałby tracić 107min na obejrzeniu całego filmu to polecam trailer. Jest świetnym streszczeniem ;):



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz